Redaktorzy z ul. Czerskiej zapewne kolejny raz dostaną palpitacji serca po wywiadzie, którego udzielił Roman Graczyk, publicysta "GW" w latach 1993-2005. Ten człowiek może znać prawdziwe oblicze jedynie słusznego organu prasowego.
Roman Graczyk o stracie czytelników przez "GW" mówi:
Myślę, że było kilka takich progów, które znamionowały ich rozejście się z "Wyborczą". To się zaczęło już na początku lat 90. Jednym z pierwszych przełomów była noc teczek i sprawa Macierewicza z czerwca 1992 r. - przedstawiana w sposób skrajnie jednostronny. Innym symbolicznym zdarzeniem był głośny wywiad prawie na pół gazety Adama Michnika z gen. Kiszczakiem, w którym uraczył go mianem "człowieka honoru". Dla wielu czytelników było to bulwersujące. Trzecim takim progiem była afera Rywina, która pokazała jakiś sposób uwikłania "Gazety Wyborczej" w coś, co nazywamy establishmentem.
O ile każda gazeta chce raczej uchodzić za niezależną od establishmentu, to "Gazecie" po tej aferze było to bardzo trudno udowodnić. (...) To że dziś "Wyborcza" jest tylko elementem pluralizmu, wydaje mi się czymś normalnym. Choć to ona wciąż należy do głównego nurtu w polskim pejzażu prasowym i ona raczej nadaje ton. Ale nadaje go już w innym otoczeniu.
Dziennikarz zwraca również uwagę na różnice między „GW” a „Rzeczpospolitą”