Tyłem do obywatela

Władza – jeśli chce – nadal może się od udzielania informacji uchylić. Niech sobie obywatel nie wyobraża, że coś naprawdę może

Publikacja: 07.09.2011 11:32

Tyłem do obywatela

Foto: W Sieci Opinii

Wczoraj na stronie www.informacjapubliczna.org.pl opublikowano protokół z posiedzenia Kolegium ds. Służb Specjalnych, na którym omawiano „tarczę antykorupcyjną”. W kwietniu 2009 roku o protokół poprosiła Kancelarię Premiera – w trybie ustawy o dostępie do informacji publicznej - Antykorupcyjna Koalicja Organizacji Pozarządowych i przez kolejne 2,5 roku usiłowała w sądach administracyjnych wyegzekwować prawo wglądu w ten dokument. Po przejściu pełnej sądowej „ścieżki”, zakończonej przegraną przez premiera kasacją w Najwyższym Sądzie Administracyjnym, udało się wreszcie władzy wydrzeć tak zazdrośnie schowany przed wzrokiem obywateli dokument, i dzisiaj każdy może sobie wyrobić opinię czym była „tarcza antykorupcyjna”, a przy okazji, co premier uznał za tak tajne, że w trosce o dobro państwa nie można było tego pokazać organizacjom walczącym z korupcją.

Na szczęście dla władzy, po 2,5 roku nikt już nie pamięta, o co szło, i nikogo nie obchodzi kto miał rację, więc w dokument (niecałe dwie strony o „tarczy”) wczytywać się będą tylko nieliczni maniacy. Przeciąganie takich spraw w nieskończoność zawsze się więc władzy opłaci, bo nawet jak ostatecznie zostanie upokorzona sądowym wyrokiem, a czasami i karą finansową (którą i tak zapłaci przecież nie ze swojej kieszeni) i będzie musiała kwit pokazać, dla nikogo nie będzie już to miało znaczenia, bo temat dawno zniknie z mediów.

Po 10 latach funkcjonowania ustawy o dostępie do informacji publicznej ciągle jeszcze nie jest ona prawdziwym narzędziem społecznej kontroli władzy, bo władza – jeśli chce – może się od udzielania informacji uchylić, niech sobie obywatel nie wyobraża, że coś naprawdę może.

 

Nie mam złudzeń, że dokładnie tak samo zachowałaby się każda władza, nie jest to jakaś szczególna cecha obecnej. Jedyna różnica jest co najwyżej taka, że gdyby to premier Kaczyński tak się migał przed jawnością i to jego trzeba było zmuszać przed sądem do respektowania prawa obywatela do informacji, byłby raban we wszystkich mediach i by się dwa razy zastanowił przy kolejnej odmowie. Tamten rząd był przynajmniej solidnie kontrolowany przez media. Tusk może sobie pozwolić na dużo więcej, i nie byłby politykiem, gdyby z tego nie korzystał. Problem jednak dotyczy całej klasy politycznej, filozofii władzy i relacji między nią a obywatelem. A te relacje najlepiej widać już w kampanii wyborczej, kiedy politycy ubiegają się u nas – wyborców - o swoje dobrze płatne stanowiska.

Dzisiaj do kandydatów startujących w najbliższych wyborach trafi kwestionariusz przygotowany przez Stowarzyszenie 61 z pytaniami o rozmaite kwestie dotyczące spraw, w których prędzej czy później parlamentarzyści – jeśli zostaną wybrani – będą musieli podejmować decyzje w naszym imieniu, i w naszym interesie. Kwestionariusze wypełnione przez kandydatów zostaną opublikowane na stronie www.mamprawowiedziec.pl, skąd wyborca chcący podejmować decyzje w oparciu o kryteria merytoryczne, a nie fotoszopowane plakaty z infantylnymi hasłami w rodzaju „Inteligentna czwóreczka”, będzie mógł dowiedzieć się wszystkiego o swoim kandydacie, a jeśli kandydat ubiega się o reelekcję, to także sprawdzić jego parlamentarną historię.

 

Słowem – kopalnia wiedzy dla tych, którzy chcą wybierać świadomie. Pytanie tylko czy politycy chcą, abyśmy wybierali świadomie? Sądząc po tym, jak idzie wyciąganie odpowiedzi na pytania – nie bardzo. Bo to i pomyśleć trzeba, i pokalkulować, do których poglądów politycznie będzie się przyznać, i błędy językowe posprawdzać. To może jednak lepiej ograniczyć kampanię do „słit foci” i ustawek z brukowcami. Kandydat na plaży pokazuje klatę, kandydat w księgarni pokazuje przestraszone córeczki – byle dalej od trudnych tematów. Co zresztą jest o tyle uzasadnione, że taki kandydat swoje poglądy może mieć, ale wyborców nie powinny specjalnie obchodzić, skoro nie obchodzą jego partii i jak przychodzi do głosowań, każe mu je schować pod groźbą straaaasznej kary finansowej – 1000 zł. Za taką cenę ostatnio poszło sumienie niektórych posłów PO w głosowaniu o aborcję.

Może więc faktycznie to co kandydat myśli i ma do powiedzenia, nie ma znaczenia, bo w Sejmie myśleć za niego będzie partia. Ja jednak lubię wiedzieć, kto się pcha do władzy, i lubię sobie czytać, co kandydaci odpowiadają w kwestionariuszu Stowarzyszenia 61, zwłaszcza ci mniej znani, którzy jeszcze muszą się przebijać i kwestionariusz wypełniają sami, szczerze, nie konsultując z nikim nawet ortografii.

Takie autentyczne, często z błędami językowymi, są najciekawsze. Polecam i zachęcam do wybierania tylko spośród tych, którym się chciało obywatelom na pytania odpowiedzieć. Ja sobie w tym roku obiecałam, że nie zagłosuję na kandydata, któremu się nie chciało wysilić i odpowiedzieć na kilka merytorycznych pytań, bo to znaczy, że albo nie potrafi odpowiedzieć, albo się wstydzi swoich poglądów, albo nie uważa, że jest mi to do wyboru potrzebne – w każdym z tych przypadków nie jest wart mojego głosu. A kiedyś trzeba zacząć go cenić.

Cztery lata temu, żeby zagłosować w wyborach – a w dniu wyborów byłam na Białorusi – musiałam wcześniej wpisać się na listę wyborców w polskiej ambasadzie, pobrać kwitek, załatwić sobie na miejscu transport z wioski do ambasady – żadne wybory wcześniej nie kosztowały mnie tyle zachodu. W tym roku nie chce mi się nawet wyjść z domu i powoli się z tego rozgrzeszam, bo dlaczego moim obywatelskim obowiązkiem ma być wybranie, któremu spośród niestarających się wcale o mój głos kandydatów zafunduję pensję, o jakiej sama mogę tylko marzyć, za którą on przez cztery lata będzie realizował życzenia swojego partyjnego szefa?

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości