Gdy pracownicy telewizji publicznej słyszą o kolejnym konkursie na ważne stanowisko w ich firmie, wybuchają śmiechem. Ich zdaniem konkursy to fikcja.
Tak też reagowali, gdy w piątek, po odwołaniu Iwony Schymalli, telewizja ogłosiła konkurs na nowego dyrektora Jedynki. Zwłaszcza że nie tak dawno, kiedy prezes TVP Juliusz Braun wymieniał dyrektorów Dwójki, TVP Info, TVP Polonia czy TVP Kultura, konkursami nie zawracał sobie specjalnie głowy (mimo że w przypadku TVP Kultura konkursu domagali się artyści w liście otwartym). Teraz kandydat na szefa TVP 1 musi mieć kilkuletnie doświadczenie medialne, znać przepisy prawa i posiadać "wybitne zdolności interpersonalne i menedżerskie".
Na Woronicza huczy, że sprawa jest przesądzona i nowym szefem będzie Andrzej Godlewski (obecnie tymczasowo kieruje anteną) albo Piotr Radziszewski (obecnie zatrudniony w Agencji Filmowej TVP).
Inna sprawa, że w TVP nawet wygranie konkursu nie zawsze jest gwarancją objęcia stanowiska, jeśli przez pomyłkę wygra go nie ten, kto powinien. Tak było np. z wieloetapowym konkursem na szefa Akademii Telewizyjnej. Wygrał go pracownik TVP Janusz Cieliszak. Kierowanie Akademią powierzono jednak Andrzejowi Kwiatkowskiemu. A Cieliszakowi niebawem wręczono wypowiedzenie.
Wpisanie konkursu na władze mediów publicznych do ubiegłorocznej nowelizacji ustawy medialnej miało być jedną z gwarancji ich odpartyjnienia. Tymczasem dziś w zarządzie TVP zasiadają dwie osoby, które do telewizji trafiły prosto z ministerstw i jedna ściśle związana z wpływowym lewicowym stowarzyszeniem. Skład (Juliusz Braun, Marian Zalewski, Bogusław Piwowar) każdy obserwator sytuacji w TVP mógł z łatwością przewidzieć długo przed zakończeniem procedury konkursowej.