Ale to wcale nie jest scenariusz, który wydaje się dziś najbardziej prawdopodobny. Taki przynajmniej wniosek można wyciągnąć z wystąpienia w Warszawie w ten piątek unijnego głównego negocjatora brexitu, Michela Barniera. Francuz podkreślił, że dwa dni temu Izba Gmin tylko minimalną ilością głosów odrzuciła alternatywny do oferty May pomysł utworzenia “stałej i kompleksowej” unii celnej między Wyspami i kontynentem. I podkreślił, że jeśli w najbliższy poniedziałek parlament w kolejnym głosowaniu jednak ratyfikuje takie rozwiązanie, to Unia jest absolutnie gotowa je zaakceptować. Wówczas, aby dać czas na uzgodnienie nowego porozumienia, na nadzwyczajnym szczycie przywódców UE zwołanym przez Donalda Tuska na 10 kwietnia, Wspólnota odłożyłaby brexit “przynajmniej o kilka miesięcy”. Charakterystyczne, że Barnier w tym strategicznym momencie zdecydował się przyjechać właśnie do Polski. To sygnał, że nasz kraj mógłby odegrać znaczącą rolę w zbliżeniu stanowisk między Londynem i Brukselą. Sygnalizował to już w czwartek minister ds. europejskich, Konrad Szymański.
Czytaj także: W trzecim głosowaniu parlament odrzuca umowę brexitową
Ale trzy lata, jakie minęły od referendum rozwodowego nauczyły już chyba każdego, że Izba Gmin jest nieprzewidywalna. Nie da się więc wykluczyć, że jednak ani unia celna, ani żaden inny scenariusz przyszłych relacji Wysp z kontynentem nie zyska w poniedziałek większości deputowanych. Ryzyko “dzikiego” brexitu pozostaje więc aktualne.
Barnier przyznał, że na wszelki wypadek prowadzi rozmowy z rządem Republiki Irlandii w sprawie wprowadzenia kontroli na 500-kilometrowej granicy z Ulsterem. Oświadczył jednak, że przypadku brexit bez porozumienia z Brukselą byłby tylko “etapem” w stosunkach Wspólnoty z Wyspami bo po jakimś czasie “Wielka Brytania zapuka do drzwi Unii” aby wystąpić z propozycją zawarcia umowy o wolnym handlu ze Wspólnotą.