Rzecz to, okazuje się we współczesnej demokracji medialnej, najbardziej deficytowa. Raz za razem można obserwować, jak skądinąd poukładani, spokojni, wielce sobie pragmatyzm i racjonalność ceniący ludzie popadają w stan bliski amoku i na wyprzódki, kto pierwszy ten lepszy, rzucają się w wir kolejnych i niebezpiecznych projektów. I za każdym razem, kto nie wierzy niech sprawdzi, z całym przekonaniem, zaangażowaniem, mocą i siłą utrzymują, że wynaleźli jedyną możliwą receptę.
I wskazuje przykłady euro oraz przyszłości Unii zabezpieczonej "najmądrzejszym na świecie" Traktatem Lizbońskim. A dziś?
Stworzono, mam wrażenie, gigantyczny system zbiorowej nieodpowiedzialności. Nachalna europejska propaganda sukcesu wsparta po tysiąckroć przez media doprowadziła do tego, że zdrowy rozsądek i dystans ustępują emocjom. Równania są proste jak cepy – euro albo apokalipsa, federacja albo wojna – mają zmusić do nieposłuszeństwa niepokornych.
Lisicki radzi "nie ulegać" – to znaczy:
Nie podążać owczym pędem za innymi. Zamiast tego warto pamiętać o Polsce, czuć się na sobie wzrok minionych pokoleń. Troszczyć się o jej niepodległość, spłacając w ten sposób zaciągnięty wobec przodków dług.