Kierownictwo PSL ciągle liczy, że nakłoni szefa rządu do symbolicznych choćby, lecz zauważalnych ustępstw. Nie jest jednak pewne własnych sił i nastrojów partyjnych dołów. To może wyjaśnić sobotnie posiedzenie Rady Naczelnej Stronnictwa. Ono może dać odpowiedź na pytanie, jakie mogłyby być konsekwencje całkowitego ustępstwa w sprawie niepopularnej reformy lub pójścia na zwarcie z koalicjantem.
Partyjne doły PSL – jak oceniają parlamentarzyści tej partii – są bardziej radykalne niż jej elity. To delegaci „z terenu" wysłuchują pretensji wyborców. Także w kwestii wieku emerytalnego, gdzie na razie 80 proc. ankietowanych Polaków jest przeciwnych propozycji Donalda Tuska, aby wydłużyć czas pracy. Na radykalizm działaczy wpłynęła także propozycja Ministerstwa Sprawiedliwości, aby obniżyć rangę 120 sądów okręgowych. Towarzyszy temu przekonanie, że może być to wstęp do likwidacji powiatów. Wprawdzie czołowi politycy PSL lubią dziś powtarzać, że dekadę temu byli przeciwni powoływaniu powiatów, to jednak dziś drugi szczebel samorządu jest mocno obsadzony przez ludowców. Każde osłabienie powiatu oznacza w najbardziej przyziemnym sensie odebranie działaczom PSL wielu stanowisk i etatów.
Delegaci wiedzą, że dziś mogą więcej wykrzyczeć pod adresem władz, bo w PSL zaczęła się wewnętrzna kampania wyborcza. Jesienią będzie kongres, na którym zostanie wybrany nowy prezes partii. Dziś pozycja Waldemara Pawlaka zdaje się być niezachwiana w stosunku do jego głównego konkurenta, czyli ministra rolnictwa Marka Sawickiego. Jednak tak doświadczony gracz jak Pawlak doskonale zna chętnie powtarzane przez polityków powiedzenie, że „w polityce nic nie jest dane wiecznie".
Ten radykalizm dołów jest tonowany strachem przed zerwaniem koalicji. Tego PSL nie chce. Stąd optymistyczne przekonanie, że Tusk zmięknie w czasie konsultacji w sprawie wieku emerytalnego. Gdyby jednak tak się nie stało, PSL może mieć kłopot.
Nie ma tam bowiem pomysłu na plan B poza głoszeniem deklaracji, że jest się przeciw podwyższeniu wieku emerytalnego.