Czy Europa idzie na dno? - to pytanie wisiało nad wieloma dyskusjami, które toczyły się podczas Wrocław Global Forum. Zdaniem Tomasa Walaska ze słowackiego Centrum dla Reformy Europejskiej nasz kontynent czeka jeszcze większe załamanie i dno. - Widzę możliwość większego ekonomicznego systemowego załamania, tak jak w latach 30. ubiegłego wieku - malował apokaliptyczne wizje.
Ana Palacio, była szefowa hiszpańskiego MSZ, przekonywała, że mamy do czynie- nia nie tylko z kryzysem euro, ale z „kryzysem egzystencjalnym całego projektu integracji europejskiej". Wszyscy powtarzali, że trzeba podejmować szybko decyzje.
Zdaniem Stefana Füle, komisarza ds. rozszerzenia i polityki sąsiedztwa w Komisji Europejskiej, Europa „potrzebuje nie tylko strażaków do gaszenia bieżących pożarów (...), potrzebuje również strategów". Tyle że wielkich strategów specjalnie nie widać na horyzoncie.
W kontekście kryzysu padało pytanie o to, jak mamy czuć się bezpieczni, gdy Amerykanie częściowo wycofują się z Europy, redukują wydatki na obronność, licząc, że Europa sama przejmie odpowiedzialność za własne sprawy, a w Europie nikt nie pali się do wydawania pieniędzy na zbrojenia. Ellen Tauscher, podsekretarz stanu USA ds. kontroli zbrojeń, zapewniała, że administracja Obamy nadal zobowiązuje się zrealizować wszystkie cztery fazy budowy systemu obrony antyrakietowej (EPAA).
Bardziej optymistyczne były dyskusje na temat energetyki. - Demokracja i prawa człowieka mają się w miarę dobrze, kiedy ropa kosztuje poniżej 70 dolarów za baryłkę - mówił Jacek Saryusz-Wolski, poseł do PE. - Po przekroczeniu tej granicy do kieszeni blisko-wschodnich satrapów wpływa tyle pieniędzy, że tracą zainteresowanie reformami.