„Czterej pancerni” i Smuda, czyli jak poczuć się potęgą

Polacy łakną sukcesu, ale od lat nie mieli okazji, by go poczuć. Nasza reprezentacja piłkarska może sprawić, że nareszcie będziemy mieli powód do dumy

Aktualizacja: 08.06.2012 01:42 Publikacja: 08.06.2012 01:41

Piotr Skwieciński

Piotr Skwieciński

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Głębokie poczucie niższości i równie głębokie pragnienie sukcesu – to podskórne emocje w największej chyba mierze charakteryzujące Polaków. Ich źródeł szukać można nawet w historii rozbiorowej. Ale najważniejsze są moim zdaniem przyczyny związane z II wojną światową.

Chodzi o klęskę wrześniową. Dziś uważamy ją za nieunikniony efekt dysproporcji sił. Ale nasi dziadkowie odczuwali to inaczej. Polacy wpadli wtedy w stan głębokiego szoku. Większość była przekonana, że Rzeczpospolita jest mocarstwem, a Niemcy – papierowym tygrysem. Że wojna będzie wygrana, i to bardzo szybko. Tymczasem już po tygodniu walk Polska leżała na łopatkach, a po kolejnym oczywiste było, że jest w agonii.

Musiało to spowodować głębokie efekty w społecznej świadomości. „Byliśmy wielcy i potężni, jesteśmy słabi i poniżeni" – czuli Polacy. I pożą- dali sukcesu – zwycięstwa, które byłoby też odwetem, symbolicznym „odkuciem się" za wrześniową katastrofę.

Koniec wojny przyniósł powszechną ulgę i radość, ale nie przyniósł „odkucia się". Zdecydowana większość czuła, że zaliczanie Polski do  grona państw zwycięskich jest zabiegiem dość teoretycznym. Ten stan narodowej świadomości i podświadomości trwał przez większość okresu PRL. Zaczął powoli zmieniać się w latach 60. Sporą rolę odegrał tu... serial „Czterej pancerni i pies", będący produktem propagandowym, ale zarazem konsekwentnie kreującym obraz Polski jako pełną gębą wojennego zwycięzcy, współpracującego z radzieckim sojusznikiem na zasadach pełnej podmiotowości i niemal równorzędności – ówczesne młode pokolenia w  sporym stopniu nasiąkały tą wizją.

Zbiorowe przeżycie sukcesu może utrwalić wiarę, że Polska jest ważna

Proces tego podnoszenia karku przez Polaków zintensyfikował się w latach 70., kiedy ówczesny I sekretarz KC PZPR Edward Gierek przez moment dał Polakom poczucie dumy z unowocześniania kraju i doganiania Zachodu.

A apogeum „dekady sukcesu" był rok 1974. Wtedy jedenastka Kazimierza Górskiego odniosła sukces, którego znaczenie w odbiorze społecznym wykraczało daleko poza sport. W oczach wielu symbolizował powrót Polski do grona państw ważnych.

Ale gierkowska potęga zawaliła się z hukiem, a wraz z nią – samopoczucie Polaków. Była wprawdzie „Solidarność". Ale to przeżycie zakończyło się bynajmniej nie zwycięstwem, tylko stanem wojennym. A w stanie wojennym ruch „S" nie tylko nie odniósł sukcesu, ale słabł, i słabło dla niego poparcie. Znowu nie było narodowego sukcesu, a co więcej – nie było też materiału na heroiczną legendę.

Zwycięstwo przyszło w 1989 roku. Ale znów – jego poczucie było ograniczone tylko do części społeczeństwa, którego większość trwała w marazmie i nie wiedziała, czy bardziej nie lubi PZPR, czy bardziej boi się wizji radykalnych zmian. A kiełkujące zalążki poczucia zwycięstwa były skutecznie podcinane przez dominujące wówczas w ruchu solidarnościowym środowisko, które stawiało na strategiczne porozumienie z częścią dawnej PZPR. Nie chciało więc zbytniego osłabiania pozycji przyszłych partnerów. A zbytnie przeżywanie sukcesu mogło doprowadzić do nastrojów odwetowych, nie było więc pożądane...

I tak już pozostało. Polacy chcą sukcesu, ale do tej pory nie mieli okazji, by go poczuć. Odnoszone przez kraj sukcesy ekonomiczne nie były tak przeżywane. Trochę dlatego, że polskie zbiorowe emocje ogniskują się tradycyjnie wokół spraw innych niż gospodarcze. A trochę dlatego, że były skutecznie przytłumiane przez świadomość porażek w innych dziedzinach (jak choćby korupcja).

Dziś rządzący snują narrację o sukcesie gospodarczo-cywilizacyjnym. Zakończone przed Euro dworce i autostrady, a także (w istocie rzeczy bardzo prowincjonalne...) poczucie, że Polska jest ważna, bo na nią nagle rzekomo „zwróciły się oczy świata", uwiarygodniają tę narrację. Ewentualny sportowy sukces spowoduje zbiorowe przeżycie, które miałoby wszelkie szanse utrwalić te emocje.

Od gry drużyny Smudy zależy więc bardzo wiele. Nie tylko w sensie sportowym.

Głębokie poczucie niższości i równie głębokie pragnienie sukcesu – to podskórne emocje w największej chyba mierze charakteryzujące Polaków. Ich źródeł szukać można nawet w historii rozbiorowej. Ale najważniejsze są moim zdaniem przyczyny związane z II wojną światową.

Chodzi o klęskę wrześniową. Dziś uważamy ją za nieunikniony efekt dysproporcji sił. Ale nasi dziadkowie odczuwali to inaczej. Polacy wpadli wtedy w stan głębokiego szoku. Większość była przekonana, że Rzeczpospolita jest mocarstwem, a Niemcy – papierowym tygrysem. Że wojna będzie wygrana, i to bardzo szybko. Tymczasem już po tygodniu walk Polska leżała na łopatkach, a po kolejnym oczywiste było, że jest w agonii.

Pozostało 82% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości