Publicysta komentuje uroczystości związane z prezydenturą Bronisława Komorowskiego:
Ale przecież są dla Polski rzeczy ważniejsze. Oto świat mediów zaprasza na uroczyste obchody drugiej rocznicy objęcia urzędu prezydenta RP przez Bronisława Komorowskiego, gwiazdę ostatniego Przystanku Woodstock, imprezy – jak przekona nas o każdej porze dnia i nocy Siema Jurek – całkowicie apolitycznej (stąd zapewne spotkanie z młodzieżą red. Janiny Paradowskiej, ulubionej – jak twierdzi Palikot – dziennikarki premiera Tuska).
(...) I oto z okazji owej drugiej rocznicy swoją gruntowną analizę prezydentury Komorowskiego kreśli na łamach „Gazety Wyborczej" pierwszy zastępca Adama Michnika – Jarosław Kurski. Kurski daje swemu tekstowi tytuł „Gajowy się broni", wiedząc doskonale, że na taką zanętę załapie się wielu. Bo przecież rzecz będzie o „Gajowym", czyli – jak łatwo się domyślić – o słynnych wpadkach głowy państwa. Przypominać zaczął je ostatnio sam mainstream, a w ślad za nim np. Joachim Brudziński z PiS, który przed kamerą mówił, że to prezydentura „bulu i nadzieji", nawiązując do pamiętnego wpisu kondolencyjnego Komorowskiego. Jeżeli to ma być druzgocąca krytyka prezydenta, to szczerze gratuluję. Wciąż twierdzę zresztą - mając na uwadze fakt, że zaufanie do Komorowskiego sięga 70 procent – że PiS wpadł tu w pułapkę bez wyjścia. Podkreślając bez przerwy godność i powagę urzędu Lecha Kaczynskiego podkreśla również prestiż Komorowskiego.
Feusette nie zapomina o Jarosławie Kurskim i jego tekście w „GW”:
Wróćmy jednak do Jarosława Kurskiego, który, jako się rzekło, zaczyna od tytułu „Gajowy się broni", by już po chwili dać po łapach wszystkim, którzy kliknęli w jego artykuł w poszukiwaniu ubawu z głowy państwa. Takie rzeczy pisze się tak: „Panuje moda, żeby łapać go na jego śmiesznościach i wpadkach. A ja uważam, że to dobry prezydent. Bo nie rozsadza ram polskiej demokracji, jak to robili Lech Wałęsa i Lech Kaczyński. Nie domaga się więcej władzy dla siebie. Nie toczy wojen o to, kto ważniejszy, i ambicjonalnych awantur o krzesło na szczycie UE". Tyle na początek. Teraz trzeba odpowiednio zdefiniować wrogów pana prezydenta, a katastrofę w Smoleńsku nazwać „tragicznym wypadkiem lotniczym". Dowiadujemy się, że prezydent Komorowski działa „w warunkach nieustającego rokoszu i fanatycznych prób delegitymizacji jego prezydentury"; „musiał stawić czoła pogardzie"; „z podziwu godną odpornością przeciwstawia się tej nienawistnej presji". Krótko mówiąc: wzór.