Poniedziałkowe wystąpienie Władysława Kosiniaka-Kamysza, ministra pracy i polityki społecznej, bardziej przypominało podsumowanie tego, co już wiemy, niż wizjonerskie zapowiedzi zmian w polityce społecznej. Przypomniał m.in. o raczkującym pilotażu „Twoja kariera, twój wybór” dla młodych, dodatkowych 500 mln zł na aktywizację bezrobotnych z Funduszu Pracy, obiecał też (jest to już zapisane w ustawie wydłużającej wiek emerytalny) program dla seniorów. Mówił o reformie urzędów pracy, które mają lepiej aktywizować bezrobotnych, czy o wydłużeniu okresu rozliczeniowego czasu pracy.
Nie są to generalnie złe projekty. Po pierwsze jednak dawno powinny już być wdrożone w życie – np. o wykluczeniu z urzędów pracy bezrobotnych, którzy nie szukają zatrudnienia, słyszymy od prawie 20 lat, okresy rozliczeniowe sprawdzały się w kryzysie i nie wiadomo, czemu nie znalazły na stałe miejsca w kodeksie pracy. Po drugie nie jest to recepta na miarę wyzwań – rosnącego bezrobocia wśród młodych, biedy dzieci, demograficznej katastrofy, trudności firm z zatrudnianiem pracowników, wysokiego opodatkowania pracy czy konieczności aktywizacji seniorów.
Przypomina to działanie przez bibułkę – byle nie rozsierdzić związków, powiedzieć pracodawcom, że coś robimy, zasypać dodatkowymi pieniędzmi bolączki. Nie jest to kuracja na miarę wyzwań. Lepiej podejmować nawet działania radykalne, ale na stałe poprawiające sytuację.
Przykłady? Górnicy powinni zostać włączeni do systemu emerytur pomostowych i stracić osobny superhojny system emerytalny, zniknąć powinien okres ochronny starszych osób przed zwolnieniem, bo przez to tracą oni etaty, firmy powinny mieć prawo do łatwiejszego zwalniania osób na stałych kontraktach, w zamian trzeba „podciągnąć” ochronę czasowych kontraktów, osoby które migają się od pracy, a mają status bezrobotnego, powinny na długi czas go tracić, by nie korzystać z socjalnej pomocy.
Trzeba też obniżać koszty pracy i zachęcać do aktywności – młodzi powinni zyskać przez rok lub dwa lata prawo do nieopłacania składek do ZUS, a dotacja na biznes nie musi trafiać do bezrobotnego, może np. do studenta.