Polskie życie polityczne w ostatnich dniach uratował niewątpliwie dach, który dał nam to, co lubimy nadzwyczajnie – poczucie klęski (oczywiście narodowej, bo dach, jak wiadomo, jest narodowy), ale jednocześnie dumy. Czyż nie słychać tej nutki dumy w określeniach – największa klęska, największa kompromitacja, największy skandal, wstyd na cały świat? To wszystko głoszono i ogłaszano przez dni wiele, ustalając jednocześnie winnych i studiując z prawdziwym zacięciem instrukcję obsługi dachu.
Publicystka szybko przechodzi do krytyki opozycji:
Wprawdzie winnego owego skandalu natychmiast wskazała publiczność na stadionie, skandując: „PZPN, PZPN" (może niesłusznie, ale w uznaniu za całokształt), nie mogło to jednak wyczerpać sprawy. „Widać, że państwo nie działa" – stwierdził krótko Jarosław Kaczyński. Dymisji Tuska tym razem jednak nie zażądał. Ten spektakl jest zaplanowany przez PiS na listopad, bo na razie parapremier zbiera jeszcze grupę ekspertów i udziela kolejnych wywiadów o tym, jak będzie wspaniale rządził, a jak źle rządzi rząd obecny.
Paradowska dodaje:
Można więc powiedzieć, że polska polityka ugrzęzła jak ta piłka w strugach deszczu pod otwartym dachem. Wszystkie ścierające się ofensywy straciły impet. (...) W użyciu są ciągle instrumenty znane i zgrane, konferencje prasowe o niczym, które żyją przez kilka minut na żółtym pasku albo nie żyją wcale, jakieś pospieszne wypowiedzi do kamery czy mikrofonu. Byle co i byle jak. A nad tym wszystkim wielka narodowa klęska pod dachem, bez dachu, z drenażem i bez drenażu. Taka zwyczajna polityka mocno wydrenowanych mózgów.