Państwo nie zastąpi rodziny

Rodzice nie muszą być idealni. Ci nieco gorsi równie dobrze zaspokajają poczucie bezpieczeństwa i przynależności dziecka do rodziny. Właśnie z tego powodu nie lubię określenia „patologiczna rodzina” – podkreśla psycholog w rozmowie z Eweliną Pietrygą

Publikacja: 18.03.2013 18:19

Red

Dzieci Bajkowskich policja wywiozła do sierocińca wprost ze szkoły. Siłą. Co ma w głowie dziecko odbierane rodzicom?

Nagle zostaje oderwane od codzienności i przeniesione w otoczenie inne, zupełnie nieprzewidywalne. Jego poczucie bezpieczeństwa zostaje poważnie naruszone. Jest to dla dziecka wydarzenie traumatyczne, czyli takie, które może wywołać depresję czy zaburzenia lękowe. Niektóre dzieci reagują somatycznie: cierpią potem na bóle głowy czy brzucha. U starszych mogą się pojawić myśli samobójcze. Zabieranie dzieci z domu to trauma, która zostaje na całe życie. Dziecko może stracić zaufanie do ludzi i świata. Może też nie być w stanie nawiązać dobrych relacji nawet w dorosłym życiu.

Czym jest dla dziecka dom?

Miejscem relacji z bliskimi osobami, które w razie trudności dają mu wsparcie. To dla dziecka obszar znany i przewidywalny. Tam też znajduje się jego pokój, przedmioty, znajome otoczenie. Wszystko to składa się na poczucie bezpieczeństwa, które daje dziecku właśnie dom. Nawet jeśli jest biedny, to jest mój i znam go. Rodzinny dom to bezdyskusyjnie najlepsze środowisko dla rozwoju młodego człowieka.


Nawet bijący ojciec wciąż pozostaje ojcem i więź z nim jest dziecku potrzebna

A jeśli w tym domu ojciec bije, a matka poniża i krzyczy, to skąd brać poczucie bezpieczeństwa?

Widzi pani, często nawet jeśli z zewnątrz wydaje się, że rodzina źle funkcjonuje, bo dochodzi w niej do pewnej przemocy lub zaniedbań, to dziecko może być z tą rodziną bardzo związane. Rodzice naprawdę nie muszą być idealni. Ci nieco gorsi równie dobrze zaspokajają poczucie bezpieczeństwa i przynależności dziecka do rodziny. Właśnie z tego powodu nie lubię określenia „patologiczna rodzina”. Przecież to tylko etykietka, którą nadajemy z zewnątrz, bez adekwatnego rozpoznania, co się w tej rodzinie dzieje i bez uwzględnienia emocjonalnych relacji między jej członkami.

Czasem nie jest bezpieczniej odebrać dzieci rodzicom?

Owszem, ale uważam, że to ostateczność. Trzeba przy tym zrobić bilans zysków i strat. Separacja od rodziców ma sens wtedy, gdy dochodzi do poważnej przemocy, a nie ma nadziei, że rodzice będą potrafili wziąć za to odpowiedzialność i ochronić dziecko. Trzeba się najpierw dokładnie przyjrzeć, jaka jest relacja dziecka na przykład z tym bijącym ojcem, i jaka jest motywacja tego ojca do zmiany sytuacji.

A może perspektywa rozstania z dzieckiem zadziała na niego jak zimny prysznic?

Odbieranie dziecka, żeby ukarać rodziców to mało sensowny pomysł. Separacja nie rozwiązuje przecież problemu. Można założyć, że oddzielenie rodziców od dziecka i terapeutyczna praca z nimi osobno, a potem powrót dziecka do rodziny może przynieść jakieś efekty, ale praktyka pokazuje, że to nie jest takie oczywiste. Fizyczne oddalenie rodziców od dzieci grozi zwiększeniem emocjonalnego dystansu, z którego powrót może być bardzo trudny. Ażeby budować więzi, ludzie muszą mieć jakiś obszar do wspólnej relacji.

Nawet jeśli te relacje to głównie awantury, a dziecko domu nienawidzi i źle się w nim czuje?

To nie takie proste. Trzeba odróżnić bieżące frustracje dziecka od utrwalonego, negatywnego stosunku do rodziców. Owszem, dziecko może być jakąś sytuacją rozzłoszczone, a nawet chcieć uciec z domu i być z dala od bliskich osób, ale należy sobie zadać pytanie, czy pod tą frustracją nie ma silnej więzi z rodzicami, a zachowanie to nie jest wynikiem reakcji na jakąś bieżącą sytuację. Jeśli więzi są silne, pomocna bywa wtedy krótka, interwencyjna separacja. Stwarza ona możliwość nabrania dystansu do problemów, z którymi zazwyczaj związane są silne emocje. Taki rodzaj rozłąki z rodzicami może mieć terapeutyczny sens.

Wtedy można odebrać dziecko bez szkody?

Trzeba je zawsze uprzedzić o takiej decyzji i wytłumaczyć istotę problemu. Jeśli na przykład ojciec stosuje kary fizyczne, trzeba dziecku wyjaśnić, że jego agresja jest wynikiem choroby czy problemów emocjonalnych. Nawet bijący ojciec wciąż pozostaje ojcem i więź z nim jest dziecku potrzebna. Jeśli w zrozumiały sposób wytłumaczy się dziecku problemy rodzica i uzasadni decyzję o krótkiej rozłące, więź zostaje zachowana.

Trudno uwierzyć w więź z ojcem katem...

A jednak. Spotykałem w swojej praktyce młodych ludzi, którzy uciekali z sierocińców, bo woleli własne, tak zwane patologiczne domy.

Nawet jeśli panował w nich bałagan i nie było ciepłego obiadu?

Ciepły obiad, jakkolwiek ważny, może podać ktoś inny, na przykład szkoła. A posprzątać mogą choćby sąsiedzi, jeśli zechcą pomóc. Z mojego punktu widzenia w rodzinie najważniejsze są więzi emocjonalne, których nie tworzy się tak łatwo, jak sprząta czy gotuje, i nikt rodziców w tym nie zastąpi.

Rodzina zastępcza nie jest więc żadnym wyjściem?

To zależy. Jeśli dziecko trafi do takiej, która dobrze funkcjonuje, może poznać inny model rodziny niż jego własna. Ale jest ryzyko, że zrodzi to u niego pewne rozdarcie. „Tu jest mi przyjemnie, ale mama i tata są gdzieś indziej”. Gorzej jeśli trafi do sierocińca, bo wszyscy wiemy, jak różnie funkcjonują te placówki. To bywa szkoła przetrwania i blisko stamtąd do środowisk przestępczych.

Ma pan na myśli raport NIK, który wykazał, że w domach dziecka rządzi przemoc? I więzienna „fala” jest na porządku dziennym. Czyli dziecko trafia z deszczu pod rynnę?

Może tak być. Co więcej, młody człowiek pozbawiony bliskich żyje ze stygmatem sieroty, osoby nikomu niepotrzebnej, z obniżonym poczuciem wartości. Dlatego zamiast odbierania dzieci rodzicom, sugerowałbym stworzenie systemu pomocy w terenie, który u nas jest słabo rozwinięty. Odpowiednia osoba mogłaby przyjeżdżać do rodziny i pracować z nią na miejscu, prowadzić terapię w domu.

A może nasi urzędnicy wolą wzorce europejskie? Niemieckie urzędy do spraw dzieci, Jugendamty w 2011 roku odebrały rodzicom 38500 dzieci. W Norwegii prężnie działa kontrowersyjny urząd ochrony dzieci Barnevernet. Można tam stracić potomstwo nie tylko za zmuszanie go do zajęć dodatkowych typu gra na fortepianie, ale także, bo dziecko jest za mało uśmiechnięte, niehigienicznie żywione lub matka nie ma środków, by zapłacić czynsz...

Bo w Skandynawii model wychowania jest w ogóle nieco inny, tzw. bezstresowy. Zakłada się tam, że frustrowanie dziecka przynosi mu szkodę, nie należy go zatem do niczego zmuszać. Praktyka pokazuje jednak, że dziecko powinno być w pewien sposób frustrowane – nie mam oczywiście na myśli kar fizycznych. Dzieci potrzebują jasnych granic i zasad. Muszą wiedzieć, że mogą posunąć się tylko do jakiegoś momentu, a dalej już nie. To daje im poczucie bezpieczeństwa. W skandynawskim modelu wychowania okazuje się, że dziecko ma więcej władzy niż rodzic, a taki poczucia bezpieczeństwa nie daje. Ważna jest tu kwestia edukacji rodziców. W końcu każdy może nim być.

Nie każdy. Pewnym polskim rodzicom odebrano dzieci m.in. dlatego, że wieku lat 11 bez opieki podróżowały autobusem. Innym – bo zdaniem norweskich urzędników mieli za niskie IQ, by je wychowywać?

To absurdalne. Nawet osoby upośledzone umysłowo bywają świetnymi rodzicami, bo mają intuicję i potrafią stworzyć więzi emocjonalne. Dochodzimy tu zresztą do modelu państwa totalitarnego, które odbiera autonomię rodzinom i decyduje, kto może być rodzicem, a kto nie.

Władze norweskie już w ubiegłym roku oceniły, że dzieci są własnością państwa, a biologiczni rodzice tylko im szkodzą. Stworzono nowe kryteria dobrego samopoczucia dziecka. Jeśli potomek wykaże niezadowolenie, zostanie ze swej rodziny usunięty.

To jakiś cytat z Orwella?

Nie. Główne tezy raportu przygotowanego przez norweskie Ministerstwa ds. Rodziny Dzieci i Spraw Socjalnych.

Takie tezy są bardzo niebezpieczne. Fundamentem rodziny są rodzice i więź między nimi. Także więź między rodzicami a dziećmi. Wszelkie działania państwa powinny być skierowane na wzmocnienie tego fundamentu. Jeśli osłabiamy pozycję rodziców, zmniejszamy u dziecka poczucie bezpieczeństwa, którego wagę wciąż podkreślam. Ingerencja państwa w rodzinę powinna być ostatecznością w sytuacjach poważnego zagrożenia dla dziecka.

dr Grzegorz Iniewicz, psycholog kliniczny z Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Kliniki Psychiatrii Dzieci, Młodzieży i Dorosłych Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie

Dzieci Bajkowskich policja wywiozła do sierocińca wprost ze szkoły. Siłą. Co ma w głowie dziecko odbierane rodzicom?

Nagle zostaje oderwane od codzienności i przeniesione w otoczenie inne, zupełnie nieprzewidywalne. Jego poczucie bezpieczeństwa zostaje poważnie naruszone. Jest to dla dziecka wydarzenie traumatyczne, czyli takie, które może wywołać depresję czy zaburzenia lękowe. Niektóre dzieci reagują somatycznie: cierpią potem na bóle głowy czy brzucha. U starszych mogą się pojawić myśli samobójcze. Zabieranie dzieci z domu to trauma, która zostaje na całe życie. Dziecko może stracić zaufanie do ludzi i świata. Może też nie być w stanie nawiązać dobrych relacji nawet w dorosłym życiu.

Czym jest dla dziecka dom?

Pozostało 91% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości