Jak wiemy z lektury słusznych pism i książek, Polska nieustannie zmaga się z demonami swojej historii: a to z wrodzonym polskim antysemityzmem, a to ze swoją zaściankowością, a to z romantycznymi mitami bezsensownych powstań. Katalog ten nieustannie się rzecz jasna rozszerza. Właśnie dołączają do niego nowe demony, tyle że innego (a wręcz przeciwnego) sortu: duchy Szczęsnego Potockiego i biskupa Kossakowskiego, czyli duchy konfederacji targowickiej.
Uwagę na ten problem zwrócił najpierw nieoceniony reprezentant narodu Stefan Niesiołowski, który stwierdził, że do ducha Targowicy nawiązuje obecnie polski Kościół, którego antyrządowe (sprzeciw wobec in vitro i konwencji antyprzemocowej) zachowanie biskupów przypomina poparcie hierarchów polskiego Kościoła dla konfederatów.
Okazuje się jednak, że problem jest szerszy i dotyczy nie tylko Kościoła, lecz prawicy w ogóle. Dowodem na to jest okładkowy tekst Waldemara Łysiaka w tygodniku "Do Rzeczy", w którym autor atakuje redakcyjnych kolegów za sprzyjanie Ukrainy i przekonuje, że nie powinniśmy wspierać "banderowców".
Łysiak pisze, że putinowski prezydent Ukrainy, Wiktor Janukowycz, był "szczerym przyjacielem Polski" (tak!). Sens artykułu jest taki: obalenie Janukowycza to nazistowsko-żydowski spisek (tak!). Do ludzi na Majdanie strzelali sami ludzie z Majdanu: neonaziści z Prawego Sektora, którzy udawali tylko snajperów Janukowycza, a naprawdę próbowali wystrzelać mu milicjantów.
- streszcza artykuł Łysiaka Piątek. Cóż, głupich (i łykających rosyjską propagandę) nie sieją - pomyślałby zwykły śmiertelnik. I okazawszy oburzenie przeszedłby zapewne nad tym do porządku dziennego. Ale nie Piątek. Jako autor kryminałów, Piątek bowiem wie, że tekst w nie może być przypadkiem i jednostkową opinią jednego z publicystów tygodnika. To spisek, a całe pismo "Do Rzeczy".