Włodarze miasta Nysa zamierzają na każde dziecko między drugim, a szóstym rokiem życia wykładać z kasy miasta 500 zł miesięcznie czyli 6 tys. złotych rocznie – informuje Rzeczpospolita. Ma to zachęcić mieszkańców Nysy do zameldowania w tym mieście i płacenia tam podatków, a przede wszystkim do posiadania dzieci. Pieniądze można wydać na opłacenie przedszkola, niani albo po prostu na potrzeby rodziny, jeżeli dziecko ma zapewnioną opiekę w domu. Nie wiadomo czym ta nowinka skończy się dla Nysy, bo to miasto może zacząć przeżywać najazd nowych mieszkańców, gdyż pomysł jest pionierski. W latach 90-tych politycy uważali, że dzieci ma się na własny rachunek, a nie państwa i w rezultacie dziś jesteśmy narodem, w którym rodzi się najmniej dzieci w Europie. Jedna Nysa tego nie zmieni.

Społeczeństwo, które gwałtownie się starzeje zwykle przychylnym okiem spogląda na imigrantów, bo lukę pokoleniową jakoś trzeba zapełnić. I Polacy w sondażach deklarują otwartość na imigrantów,  o czym również informuje „Rzeczpospolita”. 65 proc. badanych przez Ipsos ocenia obecność imigrantów pozytywnie. Praktyka rozmija się jednak z deklaracjami. Kilka dni temu media informowały, że lubelscy studenci skarżą się, iż na tamtejszych uczelniach uczy się zbyt wielu młodych Ukraińców, którzy zajmują miejsca Polakom.

Gazeta Wyborcza również pochyliła się nad losem dzieci i ich rodziców. Chodzi o młodszych uczniów, których pracujący rodzice nie mogą bez opieki pozostawić w domu gdy w szkole jest wolne. Każdy rodzic wie, że system szkolny nijak nie przystaje do systemu zatrudnienia. Długie wakacje, ferie i inne dni wolne sprawiają, że godzenie pracy z  opieką na młodszym uczniem bywa karkołomne. W tym roku sprawą zajęła się minister edukacji narodowej Joanna Kluzik-Rostkowska, który przypomniała dyrektorom, że ich obowiązkiem jest zapewnienie opieki uczniom podczas zbliżającej się przerwy świątecznej, oczywiście w dni robocze. I uruchomiła infolinię dla rodziców, którzy mogą składać zażalenia na szkoły, jeżeli te nie wywiązują się z obowiązku zorganizowania zajęć dla dzieci. W rezultacie wybuchła burza, bo nauczyciele uznali, że MEN zachęca rodziców do donosów. Jedna młoda mama na forum internetowym podsumowała krótko całą awanturę - dyżury w szkołach oczywiście będą tyle, że nauczyciele zrobią wszystko, by zniechęcić rodziców do przyprowadzania dzieci. I tak właśnie życie weryfikuje rozmaite zarządzenia.

Tego typu problemów nie mają politycy. Przynajmniej niektórzy. Dziennik Fakt informuje, że Adam Hofman, były już rzecznik PiS, cierpi na nadmiar wolnego czasu, bo od miesiąca  podobno nie pojawił się w Sejmie. W wolnym czasie biega sobie po parku, a pensję pobiera tak jakby normalnie pracował. Rodzice dzieci w wieku szkolnym też by tak chcieli. Nawet chętnie zabrali by do tego parku swoje pociechy w czasie ferii świątecznych.