A więc wszystko jasne. W drugiej turze wyborów prezydenckich będziemy wybierać pomiędzy Bronisławem Komorowskim a Andrzejem Dudą. Taki skład finału prezydenckiego maratonu nie zaskakuje. Wielką niespodzianką jest jednak, że to nie urzędujący prezydent, ale jego konkurent nieznacznie wygrał pierwszą turę i jest w korzystniejszej sytuacji przed finałem. Jedno jest pewne: w drugiej turze będzie się liczył każdy głos.
Były i inne niespodzianki. Należy do nich klęska kandydatów wystawionych przez SLD i PSL, a więc partie reprezentowane w Sejmie i mające – jak się wydawało – utrwaloną pozycję na scenie politycznej. Niewątpliwie największym zaskoczeniem kampanii prezydenckiej jest świetny wynik uzyskany przez Pawła Kukiza. Moim zdaniem swój sukces zawdzięcza on nie programowi, w którym czytelny jest jedynie postulat wprowadzenia jednomandatowych okręgów w wyborach do Sejmu, ale wyrazistej osobowości i ostrej krytyce klasy politycznej. W przeciwieństwie do większości tzw. antysystemowych kandydatów, a przede wszystkim Janusza Korwin-Mikkego i Janusza Palikota, rzeczywiście nie miał z nią niemal nic wspólnego. Kukiz skupił więc przede wszystkim głosy wyborców, którzy chcieli wyrazić swój protest i frustrację, wynikającą z oceny stanu państwa, oczywiście poza tymi, którzy identyfikują się z wizją PiS. To stanowczo zbyt mało, by zbudować trwałą siłę polityczną, ale wystarczyło, aby nieźle zamieszać w pierwszej turze wyborów prezydenckich.
Pozytywny bilans
Stawka wyborów prezydenckich w Polsce jest bardzo duża. Nie mają racji ci, którzy chcą je traktować jedynie jako coś w rodzaju przedbiegów do wyborów parlamentarnych. Ustrojowa pozycja prezydenta w naszym kraju jest znacznie mocniejsza niż w klasycznych systemach parlamentarno-gabinetowych. Prezydent ma realne uprawnienia w sprawach polityki zagranicznej i obronnej, dysponuje inicjatywą ustawodawczą i prawem wetowania ustaw przyjętych przez parlament, decyduje o personalnej obsadzie wielu ważnych stanowisk państwowych, postanawia – za zgodą Senatu – o przeprowadzeniu ogólnonarodowych referendów. Wybór w powszechnych wyborach wzmacnia jego pozycję w oczach opinii publicznej i klasy politycznej. Gdy jest silną osobowością i ma taką wolę, może w bardzo poważnym stopniu wpływać na politykę rządu i obozu politycznego, z którym jest związany.
Nie ulega także wątpliwości, że tegoroczne wybory prezydenckie – ze względu na bliski termin wyborów parlamentarnych – wytworzą dynamikę polityczną wpływającą w dużym stopniu na wynik jesiennych wyborów do Sejmu i Senatu.
Z mojej perspektywy wybór jest oczywisty. Za Bronisławem Komorowskim przemawia pozytywny bilans prezydentury, jego bardzo duże doświadczenie polityczne, piękna karta z czasów walki z komunistycznym systemem, skrupulatne przestrzeganie ducha i litery konstytucji, polityczna samodzielność i wysiłek podjęty na rzecz zszywania wspólnoty narodowej. Jeśli w tej ostatniej sprawie nie odniósł pełnego sukcesu, to jest to przede wszystkim konsekwencją postawy PiS, kwestionującego prawowitość III Rzeczypospolitej i jej prezydenta.