Jednym z największych paradoksów prezydentury Bronisława Komorowskiego jest rozbieżność między jego wizerunkiem a realnymi osiągnięciami. Prezydent, który swymi priorytetami uczynił zagadnienia należące do konserwatywnego pola zainteresowań, odchodzi niemal jako polityk lewicy.
Nie bez znaczenia jest tu postawa Komorowskiego w sprawie in vitro, kilka razy piętnowana przez hierarchów jako niezgodna z nauczaniem Kościoła. Niemniej gdy spojrzymy na to, co sam prezydent – choćby na swojej stronie internetowej – wymienia jako priorytety, widać skalę tego paradoksu. Chwali się bowiem osiągnięciami w zakresie polityki rodzinnej, bezpieczeństwa państwa (zarówno jeśli chodzi o sprawy dyplomatyczne, jak i czysto militarny program dozbrajania armii), patriotyzmu, bardziej konkurencyjnej gospodarki czy dobrej legislacji.
Oczywiście z każdym z tych punktów można polemizować. Nie wiem bowiem, czy podpisywanie kontrowersyjnych ustaw, a potem kierowanie ich do Trybunału Konstytucyjnego przyczyniało się do tworzenia dobrego prawa w Polsce. Czy słuszne działania na rzecz obecności wojsk NATO w naszym kraju oraz program modernizacji polskiego wojska nie są konsekwencją wcześniej popełnionych błędów. Wszak to Komorowski jako marszałek Sejmu przyglądał się gigantycznym oszczędnościom, jakie na polskiej armii wymusił Donald Tusk podczas swej pierwszej kadencji. W dodatku już jako prezydent dał się zwieść na początku kadencji ułudom polsko-rosyjskiego odprężenia, choć było to już po agresji Rosji na Gruzję.
Można też dyskutować o modelu patriotyzmu promowanego przez Komorowskiego. Były inicjatywy ciekawe – jak marsz 11 listopada, którego idei jestem gotów bronić – ale też pomysły kiczowate, jak choćby różowe okulary i baloniki oraz czekoladowy orzeł na święto narodowe. Dobrym pomysłem było jednak zorganizowanie obchodów 25-lecia polskiej wolności, które – wraz z obecnością prezydenta USA Baracka Obamy – pozwoliły nam konkurować w walce o europejską politykę historyczną.
Nie mam jednak żadnych wątpliwości, że największą zasługą Komorowskiego jest jego polityka prorodzinna. Jak zauważył kiedyś Andrzej Stankiewicz, ustępujący prezydent robił tylko to, na co zgadzał się rząd (taki wszak mamy ustrój, a przedstawiane przez głowę państwa ustawy muszą zostać przegłosowane przez koalicję). Niemniej aktywność Komorowskiego była bardzo istotna. Trzeba też tu oddać zasługi jego minister Irenie Wóycickiej.