Rzeczpospolita: Polska opiera swoje bezpieczeństwo właściwie tylko na sojuszu z USA. Prawie nie kupuje europejskiej broni, nie angażuje się w budowę europejskiej obronności. Czy po wyborze Donalda Trumpa to nie ryzykowna strategia?
Daniel Y. Chiu: W kampanii Trump mówił wiele rzeczy, często sprzecznych. Wyniósł ten zwyczaj z biznesu, gdzie ostatecznie liczy się nie to, co się mówi, lecz to, co się podpisuje. W polityce międzynarodowej jest inaczej. Tu słowa są często ważniejsze niż podpisywane papiery. Dlatego to, co robi Trump, jest niebezpieczne. Kampania wyborcza ma swoje prawa, swoją retorykę, ale gdy 20 stycznia nowy prezydent obejmie urząd, okaże się, że zmiana wszystkiego za jednym posunięciem jest niemożliwa.
Czy gdy zajdzie potrzeba, Ameryka pod rządami Trumpa wypełni zobowiązania podjęte w ramach NATO, w szczególności wobec Polski?
Nie mam co do tego wątpliwości, przynajmniej z dwóch powodów. Jeden jest historyczny – Polska jest od dawna jednym z naszych kluczowych sojuszników. Po wtóre – porzucenie takiego sojusznika podważyłoby stabilność wojskową, polityczną i gospodarczą nie tylko w Europie, ale na całym świecie. A na tej stabilności zasadza się status superpotęgi Stanów Zjednoczonych.
Barack Obama, w którego administracji pan pracował, twierdził jednak, że Rosja to tylko „potęga regionalna". Nie ma się czego bać...