Impas w ustaleniach między Ministerstwem Zdrowia a protestującymi medykami nie sprzyja sytuacji w ochronie zdrowia. Zwłaszcza w przededniu czwartej fali koronawirusa.
Długi wciąż rosną
Sejm uchwalił w piątek projekt ustawy o świadczeniach zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych, tzw. ustawy 7 proc. PKB, która gwarantuje szybsze dojście do wyższych nakładów na ochronę zdrowia. Zgodnie z przyjętymi przepisami, w 2021 r. do systemu trafi 5,3 proc. PKB, w 2022 r. – 5,75 proc., w 2023 r. – 6 proc., w 2024 r. – 6,2 proc., w 2025 r. – 6,5 proc., w 2026 r. – 6,8 proc., a w 2027 r. – 7 proc.
Nie spełnia to jednak oczekiwań białego miasteczka, czyli Komitetu Protestacyjno-Strajkowego Ochrony Zdrowia, którego postulaty są wprawdzie mniej kosztowne niż szacowane przez ministra zdrowia 10,25 proc. PKB już w 2022 r., ale wymagają sporego zastrzyku gotówki – samo zwiększenie ryczałtów szpitali o 30 proc. wynosiłoby ok. 30 mld zł.
Znaczne zwiększenie ryczałtu szpitali powiatowych, których sytuacja finansowa jest najtrudniejsza, pozwoliłoby im przetrwać bez zadłużania się na kolejne miliony.
– Cała ochrona zdrowia się nie bilansuje, a w szczególności dotyczy to właśnie szpitalnictwa. W ciągu ostatniego roku przez pandemię wzrosły koszty niemal wszystkiego: prądu, transportu i materiałów budowlanych i stawki szpitalnych kontrahentów poszybowały. I choć wycena punktu rozliczeniowego Narodowego Funduszu Zdrowia w ostatnim czasie wzrosła, nie bilansuje to strat – mówi Filip Płużański, wicedyrektor ds. medycznych szpitala w Łowiczu. Jak dodaje sytuację szpitali powiatowych pogorszy nadejście IV fali, kiedy część oddziałów znów zostanie przekształcona w covidowe: – Mimo ogromnych dodatkowych nakładów na walkę z Covid-19, utrzymanie oddziału covidowego nie jest dla szpitala opłacalne. Ogromne koszty pochłaniają m.in. środki ochrony osobistej – mówi dr Płużański.