O tym, z jak poważnym problemem mamy do czynienia świadczą dane pokazujące błyskawiczny wzrost popularności tych produktów. W latach 2013-2015 w GIS zgłaszano średnio 3-4 tys. suplementów rocznie, a w latach 2017-2020 już średnio 15 tys. rocznie. Jedną z najistotniejszych przyczyn wzrostu popytu była reklama, zwłaszcza telewizyjna. Jednocześnie wśród Polaków niska była świadomość różnicy między suplentami diety a lekami sprzedawanymi bez recepty. Mając m.in. to na uwadze, Ministerstwo Zdrowia przygotowało projekt ustawy z propozycją wprowadzenia opłaty za reklamę suplementów diety, która miałaby trafiać na konto właściwego urzędu skarbowego. Resort zrezygnował jednak z tego pomysłu, co zdaniem NIK było nieuzasadnione.
Izba ma także zastrzeżenia do kontroli rynku suplementów diety.
- Kolejni ministrowie zdrowia przyjmowali, że ryzyko z nim związane jest niewielkie, dlatego nie identyfikowali potencjalnych zagrożeń, a tym samym nie mogli im zapobiegać, ani ich eliminować. Resort mogłaby wesprzeć w tym zakresie Rada do spraw Monitoringu Żywności i Żywienia, jedyny taki merytoryczny organ przy Ministrze Zdrowia, ale od 2011 r. Rada nie prowadziła żadnej działalności - wskazuje NIK.
Wolnoamerykanka w internecie
W ocenie NIK, szczególnego zainteresowania Głównego Inspektora Sanitarnego wymaga sektor sprzedaży internetowej suplementów diety, na co Izba wskazywała już w 2016 r. Kontrolerzy NIK zidentyfikowali oferowanie w sieci 20 suplementów diety zawierających składniki, których stosowanie w żywności jest niedozwolone i które według GIS mogą zagrażać bezpieczeństwu konsumentów: MK-677 - Ibutamoren, johimbina, androsta-3,5-diene-7,17- Dione, konopie włókniste, świerzbowiec właściwy, DMHA, ostarine (MK-2866), DHEA, 5-HTP (hydroksytryptofan). Zdaniem Głównego Inspektora Sanitarnego przedsiębiorcy, którzy oferowali te produkty, w większości przypadków nie dopełnili obowiązku ich zgłoszenia, wprowadzili je na rynek nielegalnie.
W 2017 r. sam GIS, w ramach zaleceń Komisji Europejskiej, brał udział w kontrolach urzędowych niektórych środków spożywczych sprzedawanych w sieci. Inspektorzy sanitarni mieli zastrzeżenia do 50 ofert. W składzie 36 produktów stwierdzili nieautoryzowane składniki, których stosowanie w suplementach diety jest niedozwolone, a 14 ofert zawierało informacje przypisujące sprzedawanym produktom właściwości zapobiegania albo leczenia schorzeń kości i stawów lub odwołujących się do takich właściwości.
Już wcześniejsza kontrola NIK, dotycząca dopuszczania suplementów diety do obrotu pokazała, że nadzór nad ich jakością w latach 2014-2016 był niedostateczny. Główną przyczyną tego stanu były nieadekwatne do sytuacji przepisy, szczególnie w sprawie wprowadzania na rynek nowych produktów i ich reklamy. NIK proponowała wówczas systemowe rozwiązania i zmiany ustawowe, jednak nie zostały one wprowadzone. Celem najnowszej kontroli było sprawdzenie, czy w latach 2017-2020 organy odpowiedzialne za nadzór nad wprowadzanymi na rynek suplementami diety, zapewniły konsumentom odpowiedni poziom bezpieczeństwa zdrowotnego. Zdaniem Izby tak się nie stało.