Każdego roku polskie sądy skazują za zniesławienia ok. 150 osób, 1/3 z nich to dziennikarze. W 2009 r. wyroków było 164, w 2011 – już 190. Odpowiedzialność karna w sprawach o zniesławienie oburza wydawców, dziennikarzy, redaktorów naczelnych, Helsińską Fundację Praw Człowieka czy Stowarzyszenie Gazet Lokalnych. W marcu tego roku głos w sprawie art. 212 k.k. zabrała też prof. Irena Lipowicz, rzecznik praw obywatelskich, zachęcając ministra sprawiedliwości do podjęcia dyskusji nad wyeliminowaniem przepisu z kodeksu karnego. RPO uważa, że negatywny wpływ na ochronę wolności słowa ma już samo uruchomienie postępowania karnego. Choćby dlatego, iż wiąże się to z wpisem do Krajowego Rejestru Karnego.
Dyskusja dotycząca art. 212 k.k. odbędzie się właśnie dziś – minister sprawiedliwości zaprosił do siebie przedstawicieli przeciwników tego przepisu. Jarosław Gowin liczy na kompromis i zanim podejmie ostateczne decyzje, chce jeszcze raz wysłuchać ludzi mediów. Jak udało się nam ustalić, wszystko wskazuje jednak na to, że art. 212 nie zniknie z k.k.
O co ta wojna? Przepis pozwala karać za zniesławienie. Gdy dojdzie do niego za pośrednictwem środków masowego przekazu, sprawcy grozić będzie nawet do roku więzienia.
– Komisja Kodyfikacyjna Prawa Karnego opowiada się za pozostawieniem art. 212 k.k. – mówi „Rz" Michał Królikowski, wiceminister sprawiedliwości. I przekonuje, że ochrona wolności słowa jest równie ważna jak prawo do godności. Nie ma też żadnych powodów, by tej pierwszej nadawać prymat.
Jedyne, na co mogą liczyć przeciwnicy przepisu, to rezygnacja z kary pozbawienia wolności. Opowiada się za tym prof. Andrzej Zoll, przewodniczący Komisji Kodyfikacyjnej. Zapowiada też, że komisja, przygotowując nowelę k.k., pójdzie w kierunku ograniczenia działania 212.