Jak informuje PAP, sprawa dotyczyła referendum ogólnokrajowego, które odbyło się łącznie z wyborami do Sejmu i Senatu. Obywatele odpowiadali w nim m.in. na pytania o wyprzedaż majątku państwowego, likwidację bariery na granicy z Białorusią oraz podniesienie wieku emerytalnego. Wielu uczestników tamtego głosowania nie chciało brać udziału w referendum, a pobrać tylko karty wyborcze, ale jednocześnie obawiało się konsekwencji odmowy przyjęcia karty referendalnej od członka komisji. Stąd pomysł pobrania wszystkich kart i wrzucenia do urny przedartej karty referendalnej, co nie zaliczało jej do frekwencji, od której zależała ważność referendum.
Czytaj więcej
Rzekome spinanie kart wyborczych i referendalnych w jeden plik przy wydawaniu ich wyborcy to dezi...
Czy można podrzeć kartę? SN: kwestia jest doniosła społecznie
Prokurator oskarżył obywatelkę o przedarcie w siedzibie komisji wyborczej karty do głosowania w referendum. Kodeks karny zabrania niszczenia, uszkadzania, ukrywania, przerabiania lub podrabiania protokołów lub innych dokumentów wyborczych albo referendalnych. Za złamanie przepisów grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności.
W pierwszej instancji Sąd Rejonowy w Oławie uniewinnił kobietę. Wyrok został utrzymany przez Sąd Okręgowy we Wrocławiu. I oba te wyroki te za prawidłowe uznał w środę SN, który wskazał m.in., że głosowanie 15 października 2023 r. było specyficzne, gdyż po poświadczeniu podpisem wyborca otrzymywał aż trzy karty do głosowania – w wyborach do Sejmu, Senatu oraz referendalną. Tę specyficzną sytuację należało wziąć pod uwagę.
Jak podkreślił w uzasadnieniu orzeczenia sędzia SN Kazimierz Klugiewicz, "kwestia jest doniosła społecznie".