Kryminolog o dzieciobójstwie: Dziecko to ofiara idealna

Dzieciobójstwo jest zbrodnią uprzywilejowaną, gdyż ocenia się, że zagrożenie dzieciobójczyni dla społeczeństwa jest znikome. Grozi za nią od trzech miesięcy więzienia do pięciu lat. Za „zwykłe” zabójstwo dziecka od ośmiu lat do dożywocia – mówi kryminolog Brunon Hołyst Ewelinie Pietrydze

Publikacja: 19.04.2013 20:30

Brunon Hołyst

Brunon Hołyst

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kuba Kamiński

Lucyna D. z Lubawy przyznała się w prokuraturze do zabójstwa trzech noworodków. Magdalenę R. z Morąga skazano w tym miesiącu za zabicie pięcioletniego syna. Co takiego musi stać się w życiu kobiety, by zdecydowała się pozbyć dziecka?

To nie musi być efektowny, incydentalny dramat, ale splot wielu czynników. Najczęściej motywem są banalne kłopoty finansowe: liczne długi czy nędza. W wielu przypadkach decydującą rolę odgrywa kryzys w relacjach z partnerem. Kobieta czuje nienawiść do męża, szuka zemsty za przemoc czy małżeńską zdradę. Karze wtedy partnera, odbierając życie jego potomstwu. Pewna część ofiar jest wynikiem gwałtów, także tych małżeńskich. Niektóre dzieci zginęły, bo przeszkadzały z kolei w nowym związku. Obecny partner nie tolerował „obcego” potomka, więc trzeba było go usunąć.

Morderczynie mówią o matni, głębokim uwikłaniu w sieć rodzinnych konfliktów i zależności.

To kolejne źródło takich tragedii. Częstym problemem jest brak akceptacji czy zdecydowany sprzeciw wobec kolejnej ciąży wśród bliższej i dalszej rodziny. A nawet nakłanianie ciężarnej do pozbycia się dziecka, także szantażem. Szczególnie przez tych członków rodziny, którzy łożą na utrzymanie matki. Istotną rolę odgrywają też konflikty o wpływy zwłaszcza między kobietami w rodzinie. Próby zawłaszczenia dziecka i konkurowanie z matką o jego uczucia mogą sprawić, że czując zagrożenie swej pozycji, usunie ona przedmiot sporu. Duża część tych zbrodni to samobójstwa rozszerzone: matka zabija dziecko, a potem samej sobie wymierza sprawiedliwość. W Polsce aż 10 proc. sprawców zabójstw popełnia samobójstwo. Zdarza się także, że przyczyną morderstwa jest nieślubna ciąża.

To chyba już przeszłość.

Niezupełnie. W małych, hermetycznych miejscowościach o pozycji człowieka wciąż decyduje opinia środowiska. Niezamężna kobieta w ciąży czy z dzieckiem w dalszym ciągu nie jest tam dobrze postrzegana. Niejednokrotnie zdarza się, że pozbywszy się niechcianego ciężaru, zmienia miejsce zamieszkania, by mieć „czystą kartę”. Podobnie może bywać w różnych ortodoksyjnych środowiskach religijnych, bo z badań, jakie właśnie prowadzę, wynika, że żadna wiara religijna nie jest czynnikiem powstrzymującym przestępcę przed dokonaniem czynu. Nie chcę być posądzany o biologizm, ale uważam też, że niekiedy zabicie potomstwa jest przejawem pewnych zbrodniczych skłonności, a przyczyn zbrodni nie ma sensu szukać wtedy w czynnikach zewnętrznych. Przecież nie każdy rzeźnik zostaje nim przypadkiem.

Zabija, bo lubi?

Może. A dziecko wcale nie jest wówczas ofiarą przypadkową, ale wybraną świadomie, bo bezbronną. O ile zabicie partnera czy koleżanki mogłoby wiązać się z oporem, koniecznością walki i możliwością porażki, w przypadku małego dziecka mamy sytuację – z punktu widzenia wiktymologii – „czystą”. Dziecko jest ofiarą idealną. Nie może się bronić.

Z plagą dzieciobójstwa mieliśmy do czynienia w okresie międzywojennym. W 1926 r. dokonano ich 1045. Dziś wykrywa się nie więcej niż 70, 80 przypadków rocznie.

Ale nawet matkę psychopatkę musi łączyć z dzieckiem jakaś więź, która ją powstrzyma.

Matki, która zabija dziecko, nie łączy z nim żadna więź. Ona nie potrafi takiej więzi zbudować. A swoje dobro przedkłada nad dobro dziecka. Morderczynie dzieci to z reguły osoby prymitywne i niedojrzałe emocjonalnie. Nie potrafią przewidzieć konsekwencji swoich działań ani na gruncie moralnym, ani prawnym. Są to kobiety zwykle bez wykształcenia, często zależne finansowo od swoich partnerów czy rodzin. Wiele z nich było ofiarami przemocy psychicznej i fizycznej. Niemałą grupę stanowią też osoby ze środowisk przestępczych, alkoholiczki, którym dziecko przeszkadza w libacji, często prostytutki.

A kobiety źle traktowane w dzieciństwie?

Zbadano taką zależność. Mówi o tym austriacki psychiatra Alfred Adler. Otóż dziewczynki wychowywane surowo i poddawane przemocy, które nie doświadczały prawidłowych kontaktów międzyludzkich, mogą w dorosłym życiu odreagowywać tę przemoc na swoich dzieciach. W wielu przypadkach morderczyni jest też chora psychicznie. Rolę odgrywa tu na przykład choroba dwubiegunowa, gdy matka na przemian kocha i nienawidzi dziecko. Także stany depresyjne znoszące poczytalność. Wreszcie zupełnie inne powody, a także kary dotyczą zabójczyń noworodków, zwanych dzieciobójczyniami.

Polskie prawo odróżnia dzieciobójstwo od zabójstwa dziecka?

Tak, od 1932 roku. Prawo zakłada bowiem, że kobieta, która odbiera życie noworodkowi, działa pod wpływem porodu i związanego z nim szoku. A jest to poważna okoliczność łagodząca. W praktyce trudno wtedy dokładnie rozpoznać, czy mamy do czynienia z celowym, czy tylko nieumyślnym spowodowaniem śmierci. Taki czyn nazywa się „dzieciobójstwem” i traktuje się go inaczej niż zabójstwo dziecka.

Dlaczego dzieciobójczyni miałaby działać pod wpływem szoku? Przecież ból porodowy to zjawisko fizjologiczne.

Z badań wynika jednak, że gwałtowne przemiany w psychice rodzącej, a także komplikacje w przebiegu porodu, mogą zmienić jej reakcję na nową sytuację, jaką jest życie dziecka i dać impuls do odebrania mu życia zupełnie nieoczekiwanie.

A jeśli kobieta wcześniej ukrywa ciążę, nie przygotowuje wyprawki, a potem rodzi je wprost do szamba lub wiadra z wodą?

Wtedy trudno uznać tę zbrodnię za dzieciobójstwo. Jest nim bowiem tylko zabicie dziecka pod wpływem porodu, a więc nieplanowane wcześniej. Co więcej dokonane przez samą matkę, bez jakiegokolwiek udziału osób trzecich. Istotny jest także czas zadania śmierci. Dzieciobójstwo odbywa się w trakcie porodu lub w okresie bezpośrednio po nim. Ale w praktyce przyjmowano okres dwóch, a nawet sześciu tygodni po.

W IV wieku zabójczyniom noworodków wyłupywano oczy. W średniowieczu topiono w worku wraz z kotem, kogutem i żmiją. W XVI-wiecznej Polsce żywcem zakopywano lub wbijano na pal, szarpiąc przedtem gorącymi kleszczami. Później tylko publicznie wieszano.

A obecnie jest to zbrodnia uprzywilejowana, gdyż ocenia się, że zagrożenie dzieciobójczyni dla społeczeństwa jest znikome. Grozi za nią od 3 miesięcy więzienia do pięciu lat, podczas gdy za „zwykłe” zabójstwo dziecka od ośmiu lat do dożywocia.

Wśród kobiet skazanych za zabójstwo dziecka nie ma jednak odsiadującej dożywocie.

Bo sądy znajdują okoliczności łagodzące w stosunku do kobiet.

Ile przypadków dzieciobójstwa wykrywa się obecnie?

Nie więcej niż 70, 80 przypadków rocznie. Głównie na wsi i w małych miejscowościach. Co nie znaczy, że w dużych miastach jest ich mniej. Specyfiką takich aglomeracji jest duża anonimowość, ludzie się nie znają i z założenia nie interesują się sobą nawzajem. Łatwo zatem ukryć i ciążę, i ciało. Z plagą dzieciobójstwa mieliśmy do czynienia w okresie międzywojennym. W 1926 r. dokonano ich 1045, a w 1950 roku już tylko 288.

Jak się zabija dziecko?

Najczęściej dusząc. Przez zadławienie, zatkanie dróg oddechowych czy utopienie. Czasem zadzierzgnięcie. Zdecydowanie rzadziej uderza się tępym narzędziem lub rozbija głowę. Opisano jednak przypadek trzydziestu sześciu ran kłutych zadanych dziecku przez matkę nożyczkami. Część dzieci umiera z braku pomocy, pozostawiona w lesie czy wyrzucona z pojazdu. Noworodki wykrwawiają się z umyślnie niepodwiązanej pępowiny lub umierają z zimna, a nie karmione – z pragnienia. W przypadku niemowląt często powodem śmierci jest też uraz wstrząsowy.

Trzech chłopców z Lubawy znaleziono w domowej zamrażarce. Ciało pięcioletniego Kuby z Morąga przez sześć miesięcy leżało w tapczanie, nim fetor nie przebił się przez aromat wciąż płonących w domu kadzidełek. Obie matki twierdziły, że „nie potrafiły rozstać się z dziećmi”. To wybieg czy coś w tym jest?

Może być. Nie można wykluczyć pewnego związku z psychiką. Przechowywanie ciała dziecka mogło dawać matce iluzję jego obecności. O ile żywe przeszkadzało, utrudniało życie, o tyle martwe zdaje się nawet „pomagać”. Ale taka sytuacja mogła też wynikać jedynie z technicznych trudności w pozbyciu się ciała.

Brunon Hołyst jest prawnikiem i kryminologiem, rektorem Wyższej Szkoły Menedżerskiej w Warszawie

Lucyna D. z Lubawy przyznała się w prokuraturze do zabójstwa trzech noworodków. Magdalenę R. z Morąga skazano w tym miesiącu za zabicie pięcioletniego syna. Co takiego musi stać się w życiu kobiety, by zdecydowała się pozbyć dziecka?

To nie musi być efektowny, incydentalny dramat, ale splot wielu czynników. Najczęściej motywem są banalne kłopoty finansowe: liczne długi czy nędza. W wielu przypadkach decydującą rolę odgrywa kryzys w relacjach z partnerem. Kobieta czuje nienawiść do męża, szuka zemsty za przemoc czy małżeńską zdradę. Karze wtedy partnera, odbierając życie jego potomstwu. Pewna część ofiar jest wynikiem gwałtów, także tych małżeńskich. Niektóre dzieci zginęły, bo przeszkadzały z kolei w nowym związku. Obecny partner nie tolerował „obcego” potomka, więc trzeba było go usunąć.

Pozostało 89% artykułu
Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sądy i trybunały
Dr Tomasz Zalasiński: W Trybunale Konstytucyjnym gorzej już nie będzie
Konsumenci
TSUE wydał ważny wyrok dla frankowiczów. To pokłosie sprawy Getin Banku
Nieruchomości
Właściciele starych budynków mogą mieć problem. Wygasają ważne przepisy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawo rodzinne
Przy rozwodzie z żoną trzeba się też rozstać z częścią krów