Prokuratura miałaby sprawdzić, czy nieustalone osoby powoływały się wobec biznesmena Marka Falenty na wpływy w kręgach władzy i obiecywały mu prezydenckie ułaskawienie, a także czy osoby z kierownictwa PiS pomagały lub podżegały w organizacji tego procederu.
Czytaj także: Falenta proponuje układ za ułaskawienie
12 nazwisk
To wynik lektury wniosku o prezydencką łaskę, jaki Falenta, skazany prawomocnie na 2,5 roku więzienia za organizację nagrywania biznesmenów i polityków w warszawskich restauracjach, wysłał do Andrzeja Dudy z więzienia w Walencji, gdzie przebywał, zanim sprowadzono go do Polski. Na co liczy skazany biznesmen? – Nie będzie żadnych komentarzy – powiedział „Rzeczpospolitej" adwokat Marek Małecki, obrońca Marka Falenty skazanego przez warszawski sąd w grudniu 2016 r. Wyroki usłyszeli też współpracownik Falenty Krzysztof R. oraz dwaj kelnerzy z restauracji, w których podsłuchiwano. Wśród poszkodowanych, czyli nagranych, cała śmietanka biznesu oraz kręgów władzy PO–PSL, a także Mateusz Morawiecki (wówczas prezes banku).
Sąd Okręgowy w Warszawie, do którego trafił teraz wniosek Falenty o ułaskawienie z listą nazwisk, przeczytał pismo, ale jeszcze go nie zaopiniował. Po lekturze sędziowie doszli do wniosku, że zachodzi podejrzenie popełnienia przestępstw i trzeba to wyjaśnić w drodze śledztwa. Sędzia z wydziału karnego, w którym znalazła się ta sprawa, napisał do prezes sądu Joanny Bitner wniosek o zawiadomienie prokuratury. Pismo jest analizowane.
Główną postacią afery według Falenty jest Stanisław Kostrzewski, bliski współpracownik prezesa Jarosława Kaczyńskiego. To Kostrzewski pierwszy miał się dowiedzieć o możliwości pozyskania nagrań i polecić Falencie kontynuację działań. Skazany pisze, że spotykał się z Kostrzewskim w siedzibie PiS i w swoim biurze. Jako pierwszego na swej liście wymienia prezesa Kaczyńskiego, z którym Kostrzewski miał w 2013 r. konsultować wykorzystanie nagrań i to zaakceptować.