Autorem propozycji (projekt jest już gotowy) jest poseł Piotr Stanke (PiS). Dzięki zmianie rozładować się mają kolejki czekających na egzamin.
Dziś egzamin na prawo jazdy można zdawać wyłącznie w mieście, w którym działa wojewódzki ośrodek ruchu drogowego. Jest ich w kraju 27. – To nie jest dobry pomysł – ocenia Tomasz Matuszewski, kierownik Wydziału Szkoleń i Bezpieczeństwa Drogowego w warszawskim WORD. I przytacza kilka argumentów. Ośrodki takie musiałyby mieć całą infrastrukturę, a stworzenie jej naprawdę sporo kosztuje. Wielu powiatów w kraju nie byłoby na to stać.
A przecież jeśli już zmieniać zasady, to powinny one obowiązywać w całym kraju, a nie tylko w wybranych powiatach. Drugim argumentem przeciw takiej zmianie jest kadra egzaminatorów. W większych miastach łatwo zebrać większą liczbę egzaminujących, w małych ośrodkach mogłoby się okazać, że jest ich zaledwie kilku. Trudno więc wyobrazić sobie, że nie znają się z egzaminowanym czy jego rodziną. Dlatego szybko mogłyby się pojawić zarzuty korupcyjne. Kolejny problem to infrastruktura miast powiatowych. Egzamin państwowy musi być przeprowadzany w określonych warunkach – przy pewnym stopniu natężenia ruchu, z określoną liczbą skrzyżowań czy dróg. Nie w każdym powiecie dałoby się to zrobić.
– Skoro w 1991 r. postanowiono, że egzaminy będą przeprowadzane tylko w miastach wojewódzkich, musiały przemawiać za tym poważne argumenty – dodaje Matuszewski. Najważniejszym był nierówny poziom szkolenia i egzaminowania.
Co więc można zrobić, by zmniejszyć kolejki? Przepisy wyraźnie mówią, że od zgłoszenia do egzaminu do momentu jego przeprowadzenia może upłynąć najwyżej miesiąc. Często terminu tego się nie przestrzega.