Projekt zmian kodeksu drogowego wprowadzający fotoradarową rewolucję ma być uchwalany przez Sejm już w tym tygodniu. Jeśli tak się stanie, to z polskich dróg znikną prywatne urządzenia i powstanie nowa mapa fotoradarowa. Wszystko po to, by na mandatach za przekroczenie prędkości przestano jedynie zarabiać i by zrobiło się bezpieczniej. Przy okazji uda się nam też wydać 54 mln euro (które przede wszystkim na realizację projektu przyznała nam Unia).
Obsługą fotoradarów rejestrujących nadmierną prędkość i kamer, które zapiszą przejazd na czerwonym świetle, zajmie się teraz Inspekcja Transportu Drogowego. Za darmo kierowca będzie mógł się pomylić maksymalnie o 5 km. [b]A straż miejska nie dość, że będzie mogła wystawiać fotoradary jedynie w terenie zabudowanym, to jeszcze musi o nich ostrzec kierowców[/b].
[srodtytul]Porządki na mapie[/srodtytul]
Pierwsze działania zaplanowano na koniec 2010 r. Do końca grudnia generalny dyrektor dróg krajowych i autostrad będzie musiał przekazać inspekcji swoje urządzenia oraz same obudowy (atrapy). Zarządcy dróg z kolei w tym czasie pozbędą się urządzeń należących do prywatnych firm.
– Nikt nie potrafi podać, ile takich jest w całym kraju – mówi „Rz” poseł Krzysztof Tchórzewski pracujący nad zmianami. Sam jednak przyznaje, że słyszał co najmniej o kilkunastu. Kiedy gmina nie ma pieniędzy, wynajmuje firmę prywatną, a ta każe sobie słono płacić za każde obrobione zdjęcie. – Jak w każdym interesie zależy jej, żeby było ich jak najwięcej, a więc urządzenia stoją w miejscach, w których najwięcej utargują – mówi poseł. A tak być nie powinno.