Metoda zdalnego kształcenia przyszłych kierowców, zwana e-learningową, została wprowadzona ustawą o kierujących pojazdami. Obowiązuje zaledwie rok, a już słychać, że trzeba ją ograniczyć do szkolenia kandydatów niepełnosprawnych. Coraz więcej osób jest zainteresowanych e-learningiem, a to się nie podoba. Nie wszystkie szkoły nauki jazdy stać na taką formę szkolenia. Co mają zrobić jednak te, które zainwestowały w sprzęt i oprogramowanie? To właśnie w ich obronie instruktorzy, egzaminatorzy i ośrodki szkolenia piszą list otwarty do posłów i ministrów.

– E-learning nie stanowi zagrożenia dla tradycyjnych metod kształcenia. Uzupełnia je – twierdzą zwolennicy nauki przez internet. Na dowód przytaczają dane: w 2013 r. na przeszkolonych w sumie ok. 300 tys. kandydatów jedynie ok. 10 tys. uczyło się przez internet.

Metoda kształcenia na odległość jest powszechnie stosowana na świecie w szkoleniu teoretycznym, m.in. kierowców. Na przykład w USA można zmniejszyć sobie ilość punktów karnych za pośrednictwem internetu.

W Sejmie trwają prace zmierzające do nowelizacji ustawy o kierujących pojazdami. Ich głównym celem ma być uporządkowanie sposobu przeprowadzania egzaminu teoretycznego. Ku zdziwieniu dostawców rozwiązań e-learningowych, ośrodków szkolenia zaangażowanych w jego wdrożenie oraz kandydatów na kierowców, procedowane są też przepisy mające na celu demontaż nowoczesnego systemu.

„Zaakceptowana przez rząd i Komisję Nadzwyczajną poprawka zmierzająca do ograniczenia możliwości prowadzenia kształcenia zdalnego wyłącznie do osób niepełnosprawnych de facto doprowadzi do eliminacji tej metody szkolenia. Żadnemu z dostawców nie będzie się opłacało tworzyć, utrzymywać ani aktualizować usługi, z której skorzysta wyłącznie garstka spełniających nowe kryteria osób. Jedynie powszechna usługa jest na tyle opłacalna, aby mogły z niej skorzystać również osoby niepełnosprawne" – wynika z listu otwartego.