Przygotowany przez ministerstwo projekt nowej ustawy o dopuszczeniu pojazdów do ruchu przewiduje kilka kontrowersyjnych rozwiązań (patrz ramka). O obowiązkowej homologacji dla aut sprowadzanych z USA pisaliśmy już kilkakrotnie. Wśród propozycji znalazła się i taka, o której eksperci mówią wprost: to bubel. Jeśli wejdzie w życie, sprowadzenie do Polski nowego meleksa, motocykla żużlowego czy quada bez homologacji będzie niemożliwe.
– Rzeczywiście, przepis jest nieprecyzyjny i na pewno będzie zmieniony – zapowiada Mikołaj Karpiński, rzecznik prasowy ministra infrastruktury.
Zamieszanie dotyczy art. 71 projektu. Stanowi on, że kto wprowadza do obrotu nowe pojazdy, przedmioty wyposażenia i części pojazdów, nie posiadając świadectwa homologacji lub równoważnego dokumentu potwierdzającego spełnienie określonych wymagań, podlega grzywnie w wysokości 50 tys. zł.
– O ile w odniesieniu do części samochodowych czy instalacji gazowych jest to zrozumiałe, o tyle gdy chodzi o „nowe pojazdy”, przepis jest zupełnie chybiony. W ten sposób ministerstwo wyłącza możliwość sprzedaży jakichkolwiek pojazdów do użytku pozadrogowego – twierdzi Karol Mórawski z Komisji Ochrony Zabytków Motoryzacji. I dodaje, że taki zapis jest sprzeczny z prawem unijnym.
– Pojazdy takie znajdują się na rynku wspólnotowym, co więcej mają certyfikaty „CE” (deklaracja zgodności), a więc zgodnie z unijną zasadą swobodnego przepływu towarów muszą być dopuszczone do obrotu w każdym innym kraju Unii Europejskiej.