Sądy powinny uwzględniać wszystkie prawne możliwości, by działać na ich korzyść.
W przypadku błędu lekarskiego wiadomo, kto go popełnił. Za poważne naruszenie zasad sztuki lekarskiej sprawca ma zwykle sprawę karną, a skazanie wiąże sąd cywilny. – W wypadku zakażeń wewnątrzszpitalnych znalezienie sprawcy, czy to pielęgniarki, która nie umyła dobrze rąk, czy instrumentariuszki, która nie odkaziła przyrządów, jest niezwykle trudne – wskazuje Adam Sandauer, prezes Stowarzyszenia Pacjentów Primum Non Nocere. – Ale nawet jeśli zakażenie nastąpiło mniej więcej w okresie, gdy pacjent był w szpitalu, szpital broni się najczęściej mówiąc, że dana osoba mogła przyjść już zarażona.
– Nie ma zasady, że jeżeli szpital nie wskaże konkretnie winnego dopuszczenia do zakażenia żółtaczką, to sam odpowiada za uszczerbek na zdrowiu czy stresy pacjenta – stwierdził warszawski Sąd Apelacyjny w sprawie Dawida Ch. Jako kilkuletnie dziecko uległ on ciężkiemu wypadkowi drogowemu. Najpierw trafił do szpitala w Radomiu, gdzie zrobiono mu transfuzję krwi, a następnego dnia do Centrum Zdrowia Dziecka, gdzie przebywał kilka miesięcy, miał wiele zabiegów, i gdzie ujawniono zakażenie żółtaczką typu C. Sąd Apelacyjny podzielił ustalenia ekspertyzy, że w szpitalu standardy sanitarne były zachowane (sygn. I ACa 8/05). Wykluczono więc domniemanie, że z jego winy doszło do zakażenia (szerzej: „Szpital uwolniony od odpowiedzialności”, „Rz” z 20 sierpnia 2005 r.).
Jak doniosły to problem, pokazują choćby głośne sprawy z ostatnich dni.
U czterech pacjentek szpitala MSWiA w Krakowie, które urodziły przez cesarskie cięcie, stwierdzono zakażenie paciorkowcem ropnym. Rozpoczęto dochodzenie epidemiologiczne mające ustalić źródło i przyczyny zakażenia. Sprawdzono m.in. prawidłowość sterylizacji narzędzi, pobrano wymazy od pacjentów i personelu. Według specjalistów to pierwszy taki przypadek w naszym kraju od 40 lat.