Obiecują obniżenie poziomu cukru we krwi cukrzyka, błyskawiczną utratę nadprogramowych kilogramów, a nawet wyleczenie z nowotworu – do zażywania suplementów diety, również tych, które mają na celu wyłącznie uzupełnienie witamin i mikroelementów, przyznaje się 72 proc. Polaków, a 48 proc. twierdzi, że zażywa je regularnie. Nic dziwnego, że polski rynek, który w 2017 r. wart był 4,4 mld zł, uważany jest za jeden z największych na świecie.
Jak wynika z najnowszego raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE), Polacy chętnie łykają suplementy, bo aż 60 proc. wierzy, że podlegają one takim samym standardom nadzoru jak leki. Tymczasem, jak tłumaczą eksperci, suplementy diety podlegają przepisom prawa żywnościowego.
– Suplement diety to żywność, nie wymaga zatem pozwolenia na wprowadzenie do obrotu. Deklarowane działanie odżywcze lub fizjologiczne oraz bezpieczeństwo danego suplementu diety oparte jest na danych dotyczących indywidualnych składników wchodzących w jego skład – mówi dr n. farm. Przemysław Rzodkiewicz z departamentu bezpieczeństwa żywności i żywienia Głównego Inspektoratu Sanitarnego (GIS). I dodaje, że zawartość danego składnika w produkcie może wahać się w granicach 20–50 proc. ilości zadeklarowanej na opakowaniu dla witamin oraz 20-45 proc. dla składników mineralnych. Oznacza to, że nie muszą być tak skuteczne, jak obiecuje producent.
Zdaniem dr. Rzodkiewicza, dużo groźniejsze są jednak suplementy z niepewnego źródła – takie, które mogą być zafałszowane i mogą zaszkodzić.
– Dlatego zalecamy stosować je zgodnie z opublikowanym na stronie GIS dekalogiem suplementacji, który mówi, by nie mylić ich z lekami i kupować tylko ze sprawdzonych źródeł. Odradzamy kupowanie ich w internecie – tłumaczy dr Przemysław Rzodkiewicz. I radzi uważać na interakcje między suplementami diety i między suplementami a lekami.