Ogromny ból, opuchlizna części twarzy i oka, konieczność natychmiastowej wizyty u lekarza – choroby zębów nie biorą wolnego na czas epidemii. Kłopot w tym, że pacjent z takim bólem nie ma gdzie szukać pomocy. Z powodu braku wytycznych dotyczących bezpiecznego leczenia stomatologicznego większość dentystów pozamykała gabinety, a pracujący w państwowych ośrodkach stomatologicznych nie mają odpowiednich środków ochronnych.
– Lekarze dentyści i ich pacjenci są najbardziej narażeni na zakażenie koronawirusem. Nasza praca polega na bezpośrednim kontakcie ze śliną pacjenta, która miesza się z aerozolem wytwarzanym przez używane przez nas urządzenia. W dodatku specyfika naszej pracy sprawia, że stoimy w odległości ok. 30 cm od twarzy pacjenta. A wirus przenosi się drogą kropelkową – tłumaczy dr Dariusz Paluszek, przewodniczący komisji stomatologicznej przy Okręgowej Izbie Lekarskiej w Warszawie i członek prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej.
I choć podczas senackiej Komisji Zdrowia lekarscy samorządowcy wywalczyli poprawkę do nowelizacji specustawy o koronawirusie, która pozwala indywidualnym praktykom lekarskim na zakup środków ochrony osobistej, brakuje ich zarówno w aptekach, jak i w hurtowniach.
– W dodatku brak oficjalnych wytycznych resortu zdrowia co do bezpiecznego sposobu leczenia pacjentów stomatologicznych tak, by lekarz nie zakaził się od pacjenta albo sam nie przeniósł wirusa. Nic więc dziwnego, że większość stomatologów pozamykała gabinety. Może nawet bardziej ze strachu przed ewentualnymi roszczeniami pacjentów, gdyby się okazało, że nie wiedzieli o tym, iż są zakażeni, i nieświadomie narazili pacjenta, niż w obawie przed samym zakażeniem – mówi nam jeden ze stołecznych stomatologów.