Wzrasta liczba skarg pacjentów na lekarzy. Do okręgowych izb lekarskich wpływa co roku po kilka tysięcy spraw, w których chorzy skarżą się, że padli ofiarami błędu medycznego. Tę statystykę podbijają także więźniowie. Z danych Naczelnego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej Lekarzy wynika, że o ile jeszcze w 2012 r. osoby osadzone złożyły na medyków 3,5 tys. skarg, o tyle w samym pierwszym półroczu wpłynęło ich 1600.
-Wzrasta świadomość więźniów jako pacjentów, ale trzeba też pamiętać, że często skarżą się oni na lekarzy bezzasadnie- mówi dr Jolanta Orłowska-Heitzman, Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej. Jak tłumaczy więźniowie korzystający z opieki lekarskiej w służbie więziennej skarżą się na wszystko. Narzekają, że nie mają w zakładzie karnym odpowiedniej diety, brakuje im rehabilitacji i leków. W tych skargach więźniowie wylewają same żale. Najczęściej piszą, że w więzieniu nabawili się wszystkich chorób, że są zmuszeni przebywać z chorymi na gruźlicę czy nosicielami HIV.
Okręgowe izby lekarskie już na wstępie odrzucają część skarg. Zwłaszcza te, które nie dotyczą bezpośrednio pracy lekarza. Pozostałe kierują do dalszego procedowania. Zajmują się tymi, w których chorzy skarżą się na złe rozpoznanie choroby , czy błąd w sztuce lekarskiej.
Więźniowie mają bowiem oddzielnie zorganizowaną opiekę medyczną. Za ich kuracje nie płaci jednak tak jak za zwykłego Kowalskiego NFZ, ale bezpośrednio budżet państwa. Pieniądze do Służby Więziennej płynął bowiem z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, pod które podlega Służba. Za leki dla osadzonego pacjenta płaci także minister sprawiedliwości.
Dzięki oddzielnej organizacji leczenia więźniowie mają też znacznie lepiej zorganizowaną opiekę. Nie ma tam kolejek a na wyciągnięcie ręki można mieć dostęp do lekarza specjalisty. Jak podkreśla dr. Orłowska-Heitzman więzień musi dostać się na konsultację do specjalisty maksymalnie w trzy miesiące.