Gdy pacjent przychodzi do szpitala, czeka go nie tylko stres związany z zabiegiem. Zdenerwuje się dodatkowo, bo każą mu podpisywać przed operacją stosy dokumentów. A tuż przed wyjściem wystawią rachunek za prąd, nie oddadzą pieniędzy z depozytu i jeszcze ściągną bajońskie sumy za samochód zostawiony na parkingu.
Bez karty depozytowej
Absurdy w szpitalach to chleb powszedni. Jeden z nich nagłośniła ostatnio Krystyna Barbara Kozłowska, rzecznik praw pacjenta (RPP). Do jej biura wpływają skargi od chorych i ich opiekunów na to, że szpitale i zakłady opieki leczniczej dowolnie obracają pieniędzmi pacjentów. Okazało się, że chorzy, zostawiając kosztowności w depozycie szpitalnym, nie dostają na to potwierdzenia. Pracownicy szpitala nie chcą wydać karty depozytowej.
– Personel uzasadniał, że pacjent jest w złym stanie i może zgubić kartę depozytową – mówi Krystyna Barbara Kozłowska.
Podczas interwencji rzecznika personel medyczny, broniąc się przed zarzutami, mówił, że nie widzi tu problemu, bo karta depozytowa jest dołączona do historii choroby pacjenta.
To nie wszystko. Jeżeli pacjent uprze się, zajrzy w historię choroby. Ale nie jest w stanie zweryfikować, co lecznica zrobiła z jego pieniędzmi, gdy na karcie depozytowej w ogóle nie ma wzmianki o tym, ile ich było. A takie skargi też wpłynęły do RPP. Gdy chorzy trafiają do szpitala nieprzytomni, nie są w stanie dopilnować, by personel wyliczył im na karcie dokładnie tyle pieniędzy, ile wziął do depozytu. Później pole do popisu dla szpitala jest ogromne. Może obracać pieniędzmi pacjenta, robić za nie zakupy, a na koniec i tak nie oddać wszystkiego, co trafiło do depozytu. Niektóre lecznice prowadzą nawet zbiorcze listy pacjentów, którzy wyrazili zgodę na to, żeby szpital obracał ich pieniędzmi. Załączają do tych list rachunki i paragony z zakupów.