Czy w przyszłym roku rzeczywiście trudniej będzie dostać się na studia w związku ze zmianą naliczania dotacji? Wprowadzony zostanie tzw. wskaźnik dostępności dydaktycznej. Uczelni najbardziej będzie się opłacać, by na jednego wykładowcę przypadało 13 studentów.
Teresa Czerwińska: W pierwszej kolejności należy pamiętać, że od kilku już lat mamy do czynienia z niżem demograficznym, który w naturalny sposób zmniejsza liczbę kandydatów na studia. Tymczasem w dotychczasowym systemie niektóre uczelnie, za wszelką cenę starały się konkurować o środki z dotacji poprzez rekrutację jak największej liczby studentów, praktycznie nie stosując żadnych ograniczeń dla kandydatów. Nie dziwnego, że zewsząd słychać było głosy o coraz niższym poziomie przeciętnego studenta.
Zależy nam na tym, aby uczelnie rozsądnie przeprowadzały rekrutacje. Mówię o rekrutacji rozumianej jako selekcji, procesie doboru studentów. Na wielu uczelniach jest ona iluzoryczna. Nabory są w lipcu, wrześniu a potem uzupełniające nawet w październiku. Chodzi o to, by student mógł uzyskać dyplom, który daje mu pozycję na rynku pracy.
Zmiana algorytmu spowoduje, że uczelnie będą mogły pozwolić sobie na rekrutację mniejszej liczby, ale za to lepszych kandydatów. Zwracam uwagę na fakt, że dotacja ogółem dla wszystkich uczelni nie zmniejszy się z tego powodu, że będzie mniej studentów. Mniej studentów za te same pieniądze oznaczać będzie lepszą dostępność studentów do kadry i co za tym idzie lepszy poziom nauczania. Dodatkowo proces selektywnej w miejsce masowej rekrutacji spowoduje wyższy przeciętnie poziom studentów.
A nie wystarczy to, że uczelnie, które zrekrutują najlepszych maturzystów otrzymają więcej pieniędzy? Taka zmiana przecież już została wprowadzona ustawą.