Traktaty unijne są zgodne z konstytucją

Spór toczący się przed TK z wniosku premiera ma charakter pozorny.

Publikacja: 12.08.2021 07:12

Traktaty unijne są zgodne z konstytucją

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Opublikowany w „Rzeczpospolitej" tekst Krzysztofa Szczuckiego „Spór o kompetencje TSUE nie oznacza wyjścia z Unii" nie powinien nikogo uspokajać, bo jego tytuł i zarazem konkluzja opierają się na kilku fałszywych tezach, które wymagają sprostowania. Autor próbuje minimalizować znaczenie kursu kolizyjnego, który obrał rząd polski, kierując wniosek do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie K 3/21, negujący unijne standardy niezawisłości sądownictwa.

Rzekoma sprzeczność

Pierwsza fałszywa teza autora, stanowiąca też kanwę wniosku prezesa Rady Ministrów, który zainicjował sprawę przed Trybunałem Konstytucyjnym, to rzekoma sprzeczność prawa unijnego z polską konstytucją. Próbuje się kreować wrażenie, jakoby unijna ochrona niezawisłości sądów i sędziów miała naruszać standard niezawisłości wyrażony w Konstytucji RP. Tak jednak nie jest. Wymogi prawa Unii w zakresie statusu sędziów i sądów są zgodne i równoważne standardom polskiej ustawy zasadniczej. Problemem jest natomiast to, że szereg zmian wprowadzonych w polskim systemie sądowym, a w szczególności obejmujących ponowne obsadzenie Krajowej Rady Sądownictwa i ukształtowanie procedury mianowania sędziów, nie jest zgodny ani z wymogami unijnymi, ani z konstytucją. Prawdziwym powodem wniosku prezesa Rady Ministrów, co zresztą mimowolnie przyznał Krzysztof Szczucki, jest to, że wyroki TSUE są niezgodne z polityką rządu. Podstawą wniosku premiera jest zatem ochrona decyzji politycznych, a nawet personalnych, a nie prawna ochrona Konstytucji RP. W sprawie nie istnieje realne zagadnienie nadrzędności Konstytucji RP, która rzekomo miałaby być zagrożona standardami unijnymi.

Czytaj także: Unia Europejska rozpoczęła procedurę z art. 7 traktatu unijnego, czyli podważania praworządności

Druga fałszywa teza to twierdzenie, że Trybunał Sprawiedliwości nie może wypowiadać się w sprawie kontroli niezawisłości osób powołanych przez prezydenta RP, a sądy polskie, kierując się wskazówkami TSUE, nie mogą takiej kontroli przeprowadzać. Tymczasem nikt nie kwestionuje konstytucyjnej prerogatywy prezydenta RP do powoływania sędziów. Wskazuje się natomiast, że powołanie musi nastąpić z poszanowaniem wymogów unijnej zasady skutecznej ochrony prawnej, a równocześnie zgodnie z Konstytucją RP oraz ustawami regulującymi procedurę powoływania sędziów. Oznacza to powołanie na podstawie prawidłowego wniosku KRS, po przeprowadzonym rzetelnie konkursie, którego celem jest wyłonienie najlepszego kandydata.

Co więcej, nieprawdziwy jest powoływany argument wyłącznych kompetencji państwa członkowskiego w odniesieniu do funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości. O ile państwa nadal decydują o organizacji sądownictwa krajowego, o tyle – skoro ma ono rozstrzygać także spory objęte prawem unijnym – nie może być ukształtowane w sposób naruszający zasady Unii. W szczególności sądy nie mogą wzbudzać wątpliwości co do swej niezależności i bezstronności od pozostałych władz. Tacy sędziowie i sądy nie mogą skutecznie orzekać w sprawach unijnych.

Trzecia fałszywa teza to twierdzenie, że wyrok Trybunału Sprawiedliwości w sprawie Krajowej Rady Sądownictwa (C-824/18 A.B. i inni) nakazuje sądom polskim pominięcie Konstytucji RP. Istotnie TSUE wielokrotnie wskazywał, że zasada pierwszeństwa prawa Unii obejmuje całość krajowych porządków prawnych. W wyroku z 2 marca 2021 r. TSUE krytycznie ocenił spełnienie unijnych wymogów przez procedurę powoływania sędziów Sądu Najwyższego w 2018 r. Niemniej to na mocy wyroków polskiego sądu (NSA) z 6 maja 2021 r. uchylona została uchwała Krajowej Rady Sądownictwa w części obejmującej rekomendację do Izby Cywilnej Sądu Najwyższego. Okoliczności te mogą mieć znaczenie dla oceny zgodności z prawem wszystkich nominacji do Sądu Najwyższego przeprowadzonych od 2018 r. Wskazując na potrzebę kontroli procesu mianowania sędziów, TSUE wcale przy tym nie wymaga pominięcia polskiej konstytucji. Przeciwnie, pomaga ją chronić przed tymi działaniami organów krajowych, które same są z konstytucją niezgodne, bo mianowanie osób zostało przeprowadzone przez Krajową Radę Sądownictwa nieodpowiadającą standardom konstytucyjnym i przy zignorowaniu braku prawomocnego rozstrzygnięcia postępowań odwoławczych w NSA, a także z naruszeniem wiążących zabezpieczeń udzielonych przez NSA, wstrzymujących wykonanie uchwał rekomendacyjnych KRS.

Ochrona wadliwych nominacji

Istotą wniosku premiera do TK jest zatem kolejna próba ochrony wadliwych nominacji sędziowskich, dokonanych pod przemożnym wpływem władzy wykonawczej i naruszeniu tak prawa unijnego, jak polskiego. Tymczasem konieczność naprawienia wadliwej procedury i weryfikacji jej skutków wynika już nie tylko z wyroków TSUE, ale i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (wyrok z 22 lipca 2021 r. w sprawie Reczkowicz przec. Polsce). Arbitralność procedury mianowania sędziów zniweczyła bowiem skutek nominacyjny i nie pozwoliła udzielić legitymacji demokratycznej do rozstrzygania sporów prawnych wadliwie powołanym osobom.

To nie dialog...

Czwartą fałszywą tezą jest próba przedstawienia wniosku prezesa Rady Ministrów oraz oczekiwanego przez niego wyroku Trybunału Konstytucyjnego jako „dialogu" z Trybunałem Sprawiedliwości. Tymczasem wniosek uderza w konstytucyjny trzon prawa Unii i strukturalną zasadę skutecznej ochrony sądowej praw jednostek wywodzonych z prawa Unii. Używanie w tym kontekście pojęcia dialog jest pustą „etykietą". Nie jest dialogiem żądanie glejtu od własnego Trybunału Konstytucyjnego na nieprzestrzeganie zasad prawa Unii i naruszanie orzeczeń TSUE. Jeśli przedstawiciel wnioskodawcy rzeczywiście jest zwolennikiem dialogu z Trybunałem w Luksemburgu, może wnioskować o wystąpienie przez Trybunał Konstytucyjny z pytaniem prejudycjalnym. Może także poprzeć w tym zakresie wniosek wyrażony przez rzecznika praw obywatelskich. Do tej pory tego wnioskodawca nie uczynił. W tej sprawie jeszcze nie jest na to za późno...

Władze krajowe, próbując użyć argumentu „ale inni też tak robią", szukają wsparcia w orzecznictwie niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego zapoczątkowanego orzeczeniem Solange. Skrzętnie jednak pomijają podstawowy wymóg proceduralny wskazany przez Trybunał niemiecki przed podjęciem kontroli konstytucyjnej prawa unijnego – wystąpienie do TSUE z odesłaniem prejudycjalnym i wskazanie wątpliwości konstytucyjnych. Skoro po udzieleniu odpowiedzi przed TSUE sprawa wraca do krajowego sądu konstytucyjnego, który orzeka w sprawie głównej, to podjęcie dialogu z sądem unijnym jawi się jako test „czystych intencji" – rzeczywistej, a nie deklarowanej jedynie woli dialogu.

Piątą fałszywą tezą jest przyjęcie, że przy rozpatrywaniu przez Trybunał Konstytucyjny tej sprawy – podobnie jak wcześniejszej sprawy dotyczącej skuteczności zawieszenia przez TSUE Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego (sprawa P 7/20) – przeprowadzany jest rzeczywisty proces kontroli konstytucyjnej. Obie sprawy są egzemplifikacją pozornej kontroli konstytucyjności prawa, w której inicjuje się postępowanie przed Trybunałem Konstytucyjnym, po to by uzyskać legitymację lub uwierzytelnić działania władz krajowych niezgodne tak z prawem Unii, jak i samą konstytucją.

...ani drobna sprawa

Szóstą fałszywą tezą jest twierdzenie, że sprawa jest drobnej natury. Krzysztof Szczucki usiłuje ją lekceważyć, drwi, mówiąc o „emocjach biorących górę" u prawników krytycznie oceniających podważanie mocy obowiązującej orzeczeń TSUE, „tak jak gdyby zaatakowano jeden z najważniejszych dogmatów przyjmowanych przez człowieka głębokiej wiary". Żartobliwe podejście sugeruje, że autor nie w pełni zdaje sobie sprawę z możliwych skutków tego, czego żąda jego szef, i nie w pełni rozumie konsekwencje niweczenia podstawowych elementów porządku prawa Unii. Sytuacje, zresztą niezwykle rzadkie, w których sądy i trybunały innych państw członkowskich testowały granice kompetencji UE, dotyczyły kwestii o wąskim zakresie tematycznym, nieistotnym z perspektywy ponadnarodowości UE. Zresztą problemy te mogły szybko zostać rozwiązane poprzez odpowiednie działania władz krajowych lub unijnych. O ile Niemcy po wyroku Weiss czy Duńczycy po wyroku Ajos mogą nadal funkcjonować w ponadnarodowych strukturach UE, o tyle negowanie unijnych wymogów praworządności i niezawisłości sędziów oraz odmowa wykonywania prawomocnych orzeczeń TSUE są drogą prowadzącą co najmniej na obrzeża Unii lub wręcz poza granice członkostwa w niej. Dotykają bowiem istoty prawa Unii w świetle jej obecnej ponadnarodowej konstrukcji. Krzysztof Szczucki wyraża zdziwienie, że niektórzy używają w tym kontekście terminu „polexit". Za koronny argument przeciw takiemu scenariuszowi podaje natomiast jedynie to, że nic o nim we wniosku premiera nie ma.

dr Paweł Filipek i dr hab. Maciej Taborowski są pełnomocnikami rzecznika praw obywatelskich przed TK w sprawie K 3/21

Opublikowany w „Rzeczpospolitej" tekst Krzysztofa Szczuckiego „Spór o kompetencje TSUE nie oznacza wyjścia z Unii" nie powinien nikogo uspokajać, bo jego tytuł i zarazem konkluzja opierają się na kilku fałszywych tezach, które wymagają sprostowania. Autor próbuje minimalizować znaczenie kursu kolizyjnego, który obrał rząd polski, kierując wniosek do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie K 3/21, negujący unijne standardy niezawisłości sądownictwa.

Rzekoma sprzeczność

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sądy i trybunały
Łukasz Piebiak wraca do sądu. Afera hejterska nadal nierozliczona
Praca, Emerytury i renty
Czy każdy górnik może mieć górniczą emeryturę? Ważny wyrok SN
Prawo karne
Kłopoty żony Macieja Wąsika. "To represje"
Sądy i trybunały
Czy frankowicze doczekają się uchwały Sądu Najwyższego?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Sądy i trybunały
Rośnie lawina skarg kasacyjnych do Naczelnego Sądu Administracyjnego