Zakład Ubezpieczeń Społecznych tłumaczy, że wycofał się z druku książeczek w wyniku kontroli NIK.
– Na druk książeczek wydawaliśmy rocznie 200 tys. zł. Nie pobieraliśmy za nie opłat. Najwyższa Izba Kontroli wytknęła nam, że wydatek na książeczki jest nieuzasadniony – wyjaśnia Przemysław Przybylski, rzecznik prasowy ZUS.
NIK uznała, że nie ma powodu, by ZUS wydawał dodatkowe dokumenty dotyczące ubezpieczenia pacjentów, skoro co miesiąc przekazuje odpowiednie informacje do NFZ.
Tyle że te informacje nie trafiają do funduszu na bieżąco. “NFZ dysponuje danymi opóźnionymi o dwa – trzy miesiące” – tłumaczy wiceminister zdrowia Jakub Szulc w liście do rzecznika praw obywatelskich (sprawą zajął się i on, i rzecznik praw dziecka).
Jest jeszcze drugi powód: ZUS nie ma obowiązku wydawać książeczki ubezpieczeniowej. Przepisy o ubezpieczeniu zdrowotnym z 2004 r. mówią, że dokumentem potwierdzającym ubezpieczenie są karty elektroniczne. Książeczki zostawiono tylko na okres przejściowy – zanim powstaną karty. Niestety, nie pojawiły się do dzisiaj.