Przed podpisaniem umowy z biurem podróży trzeba ją dokładnie przeczytać. To ona, a nie folder reklamowy z kolorowymi zdjęciami jest najważniejsza. Z umową będziemy bowiem dochodzić swoich praw przed sądem, jeśli dojdzie do niewłaściwego wykonania usługi turystycznej.
Zgodnie z prawem umowa zawsze musi określać położenie, rodzaj i kategorię obiektu hotelarskiego. Zdarzają się jednak kontrakty, które nieprecyzyjnie informują o kategorii hotelu, brakuje nazw, miejscowości itp. To praktyka niezgodna z przepisami.
Jeżeli przedsiębiorca nie jest w stanie określić, gdzie dokładnie zakwateruje turystów, warto wybrać innego. W umowie nie powinno być niedookreśleń, jak na przykład: hotel „blisko" plaży czy „niedaleko centum". Po przyjeździe na miejsce może się bowiem okazać, że to, co dla jednych jest bliskie, dla innych będzie odległe. Dlatego przy opisie położenia hotelu odległości powinny być podane w metrach, z zaznaczeniem, czy nie chodzi o odległość w linii prostej.
Warto też się domagać, by w umowie znalazły się nie tylko data wylotu i powrotu do kraju, ale także informacja o liczbie wykupionych noclegów. Może się bowiem okazać, że w podróż powrotną mamy wyruszyć w sobotę nad ranem, a już w piątek po południu zostajemy wykwaterowani. Nierzadko też po przyjeździe goście muszą kilka godzin czekać w hotelowym holu na klucze do pokoju. Niestety, im niższa cena wycieczki, tym wyższe ryzyko, że biuro użyje takich sposobów dla oszczędności.
64 proc. konsumentów czyta umowy przed wyborem biura podróży i sprawdza ich warunki