Prof. Dariusz Dudek: Dziś pocałowałbym konstytucję

Prof. Dariusz Dudek, kierownik Katedry Prawa Konstytucyjnego na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim opowiada jak został prawnikiem

Publikacja: 02.12.2014 15:55

Prof. Dariusz Dudek, kierownik Katedry Prawa Konstytucyjnego na Katolickim Uniwersytecie ?Lubelskim

Prof. Dariusz Dudek, kierownik Katedry Prawa Konstytucyjnego na Katolickim Uniwersytecie ?Lubelskim

Foto: materiały prasowe

Rz: Dziś wykłada pan prawo konstytucyjne, a podobno miał pan zostać dziennikarzem.

Prof. Dariusz Dudek: Miałem taki pomysł. W czasach PRL dziennikarze nie mieli jednak swobody. Sprawdziłem też, że często młodo umierają na zawał...

Ktoś pana zainspirował do prawa?

Mój tata jest inżynierem, ale bywał też ławnikiem. Jego opowieści w pewnym stopniu mnie inspirowały. Mówił m.in., kiedy ławnikom udawało się przeforsować słuszne rozwiązania i przegłosować sędziego – choć był to głęboki PRL. Jako uczeń lubelskiego liceum obserwował też wmurowanie kamienia węgielnego pod Wydział Prawa UMCS. Była to więc pewna kontynuacja, gdy z małego galicyjskiego miasteczka wybrałem się właśnie na studia prawa do Lublina.

Jakie były te początki?

Na inauguracji roku akademickiego w 1979 r. był Gierek. Ja jednak  nie złożyłem deklaracji o przystąpieniu do Socjalistycznego Zrzeszenia Studentów Polskich, nie zostałem więc zaproszony...  Początki to także huczne otrzęsiny. Wytrzęsiono mnie w worku po kartoflach. Starsi koledzy kazali mi też klęknąć przed Temidą. Trzymała kodeksy. Kat kazał mi wybrać: albo rękę kobiety, albo kodeksy. Pocałowałem jedno i drugie, co wywołało pewną konsternację.

Temida nie miała konstytucji?

Niestety nie. Pewnie dziś pocałowałbym właśnie konstytucję.

Był pan dobrym studentem?

Starałem się zwłaszcza na pierwszym roku. Wtedy nie można go było powtarzać. Pierwszy egzamin zdawałem ze wstępu do prawoznawstwa. Kiedy pierwsze trzy osoby wyszły z łączną oceną 6, czyli każda po dwói, inni  uciekli. Zostałem sam, wszedłem bardzo przestraszony. Egzaminator kolejne dwie osoby dobrał z  łapanki. Suma naszych ocen wyniosła 15. Później z nauką było gorzej.

Dlaczego?

Rozpoczęła się epoka „Solidarności" i po chwili stan wojenny. Zajmowały nas inne sprawy. Byłem nawet relegowany. Nie podpisałem oświadczenia o zaakceptowaniu przepisów stanu wojennego. Ówczesny dziekan Wydziału Prawa Kanonicznego, bo tylko takie było wtedy na KUL, podał mi pomocną dłoń. Po kilku tygodniach moje relegowanie z UMCS cofnięto. Mogłem wrócić.

Czemu pana  ułaskawiono?

Dowiedziałem się, gdy jechałem na pogrzeb prof. Andrzeja Burdy. Byłem u niego na seminarium i podobno właśnie w 1982 r. , kiedy nie zjawiłem się na spotkaniu, dowiedział się, że zostałem wydalony.  Był tak wzburzony, że wyszedł i już nie wrócił. Miał interweniować u innego profesora prawa konstytucyjnego, który był dość wysoko w partyjnej hierarchii.

To ze względu na niego wybrał pan prawo konstytucyjne?

Tak. Był wielką osobowością. Pisałem u niego pracę magisterską – krytyczną wobec Trybunału Stanu, który był fasadową instytucją. Sam profesor, który w nim zasiadał, też nie wróżył mu przyszłości. Kiedy kilka lat później publikowałem artykuł będący fragmentem mojej pracy, cenzura mocno zaingerowała. A u prof. Burdy mogłem bronić się na podstawie takiej pracy...

Jak trafił pan do KUL?

W 1983 r. uniwersytet odzyskał możliwość nauczania prawa. Zwróciłem się do dziekana, który  mnie pamiętał, i dostałem stanowisko asystenta.

Zajmował się pan nie tylko nauką, ale i praktyką prawa, m.in. jako adwokat.

Jeszcze w stanie wojennym broniłem kolegów przed kolegium ds. wykroczeń. Przed nim uprawnienia adwokackie nie były bowiem wymagane. Pod wpływem tych doświadczeń poszedłem na aplikację. Miałem też ciekawe doświadczenia praktyczne, m.in. jako asystent sędziego TK, ale chyba najważniejsze było reprezentowanie prezydenta Lecha Kaczyńskiego przed Trybunałem Konstytucyjnym w sprawie sporu kompetencyjnego między nim  a premierem.

Wykonywał pan jednak podobno także wiele innych zawodów...

Na początku lat 90. moje wynagrodzenie na uczelni wynosiło równowartość 18 dolarów na miesiąc... Musiałem więc szukać zarobku, jeżdżąc po Europie. Byłem m.in. rolnikiem w Belgii. Tam też, nieopodal Brukseli, pracowałem jako inżynier hydrologii – pilnowałem nocami, czy sprawnie działa nawadnianie wielkiej plantacji ogórków. Byłem też malarzem przemysłowym, budowlańcem, a nawet zajmowałem się dziećmi moich gospodarzy.  Tak zaczęła się moja integracja europejska, długo przed traktatem akcesyjnym.

—rozmawiała Katarzyna Borowska

Rz: Dziś wykłada pan prawo konstytucyjne, a podobno miał pan zostać dziennikarzem.

Prof. Dariusz Dudek: Miałem taki pomysł. W czasach PRL dziennikarze nie mieli jednak swobody. Sprawdziłem też, że często młodo umierają na zawał...

Pozostało 95% artykułu
W sądzie i w urzędzie
Czterolatek miał zapłacić zaległy czynsz. Sąd nie doczytał, w jakim jest wieku
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Spadki i darowizny
Podział spadku po rodzicach. Kto ma prawo do majątku po zmarłych?
W sądzie i w urzędzie
Już za trzy tygodnie list polecony z urzędu przyjdzie on-line
Zdrowie
Ważne zmiany w zasadach wystawiania recept. Pacjenci mają powody do radości
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Sądy i trybunały
Bogdan Święczkowski nowym prezesem TK. "Ewidentna wada formalna"