Ukarany naganą przez sądy dyscyplinarne adwokat złożył kasację do Sądu Najwyższego. Przekonywał, że nie naruszył w żaden sposób zasad etyki. Piętnowane przez dyscyplinarne organy adwokatury zachowanie polegało na tym, że przesłał do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez lekarza, który miał posługiwać się zawyżoną liczbą punktów dotyczących jego kwalifikacji. To zawiadomienie przesłał także do Ministerstwa Zdrowia oraz do organu zajmującego się stopniami i tytułami naukowymi.
Za naganne zostało uznane przez organy dyscyplinarne przede wszystkim przesłanie informacji o nieprawidłowościach do tych dodatkowych organów. Oceniono bowiem, że adwokat chciał po prostu zaszkodzić lekarzowi. A takie zachowanie nie licuje z godnością wykonywania zawodu.
Adwokat bronił się przed SN, że działał dla dobra publicznego, a lekarz po jego interwencji przestał posługiwać się nieprawdziwymi danymi.
Sąd Najwyższy uniewinnił go, ale nie dlatego, że uznał w pełni jego argumenty. Jak podkreślał sędzia sprawozdawca Eugeniusz Wildowicz, decyzja o uchyleniu orzeczeń sądów dyscyplinarnych zapadła ze względu na braki w postępowaniu dyscyplinarnym, których dopuściły się organy adwokatury. Motywacja działania adwokata nie została bowiem wpisana do opisu czynu. Tymczasem, jak podkreślał SN, było to istotne znamię tego czynu, przesądzające o tym, czy zachowanie można było ocenić jako delikt.
Z informacji zebranych w postępowaniu dyscyplinarnym wynikało m.in., że lekarz był konkurentem członka rodziny adwokata w konkursie. Działanie prawnika mogło więc zostać uznane za chęć zaszkodzenia lekarzowi. Sąd Najwyższy podkreślił, że inna byłaby sytuacja, gdyby adwokat działał dla dobra publicznego, np. dobra polskiej nauki, a inna, gdyby chciał zaszkodzić lekarzowi ze względu na prywatny interes członka rodziny.