Stan Kalifornia uchwalił niedawno ustawę znaną jako AB5 (od Assembly Bill 5), która jest wymierzona we wszystkie firmy uważające, że mogą zatrudniać „współpracowników” i odmawiać im podstawowych praw pracowniczych, takich jak minimalne wynagrodzenie czy ubezpieczenie od bezrobocia. Przepis ma uderzać przede wszystkim w spółki technologiczne, takie jak Uber czy Lyft, które zasłaniając się postępem technologicznym i tzw. gig economy uważają, że mogą wymagać od swoich pracowników pełnej dyspozycyjności nie dając w zamian praw pracowniczych.
Czytaj także: Artyści w Wielkiej Brytanii chcą zarabiać w dolarach
Zgodnie z prawem, które wejdzie w życie od 2020 roku, znaczna część dotychczasowych współpracowników będzie mogła liczyć na uprawnienia wynikające z przepisów prawa pracy w Kalifornii (np. minimalne wynagrodzenie, ubezpieczenie od bezrobocia czy płatny urlop rodzicielski). Jednak nie wszystkim się to podoba i wcale nie jest tu mowa o oczywistym sprzeciwie Ubera czy Lyfta, które na płaceniu jak najmniej za wykonywaną na ich rzecz pracę oparły swój biznes. Nowe prawo nie podoba się dziennikarzom i muzykom, którzy uważają, że na nim stracą. Dziennikarze domagają się więc, by objąć ich wyjątkiem od nowych przepisów.
- Wielu wolnych strzelców nie chce być pracownikami. Doceniamy elastyczność, jaką mamy jako freelancerzy i w wielu wypadkach jest to o wiele bardziej stabilne i lukratywne niż zwyczajny etat – twierdzi cytowany przez „The Guardian” Randy Dotinga, były przewodniczący American Society of Journalist and Authors.
W swojej propozycji dziennikarze chcą, by autorzy wykonujący do 35 „projektów” rocznie nie mogli być uważani za pracowników. Dotinga zauważa tutaj, że wiele lokalnych gazet nie może sobie pozwolić na to, by komuś dać etat tylko dla jednego tekstu tygodniowo.