O ile jeszcze w połowie lat 90. XX wieku prezesi 2,5 tys. największych na świecie firm zarządzali nimi średnio przez dekadę, o tyle w ostatnich latach ich przeciętny staż skrócił się do ok. sześciu lat.
To niemal dwukrotne przyspieszenie wymiany top menedżerów jest jednym z przejawów, a jednocześnie skutków zjawiska short-termismu, czyli nadmiernej koncentracji na osiąganiu korzyści w krótkim okresie – ocenia Jacek Kędzior, partner zarządzający firmy doradczej EY Polska. To ona przeprowadziła badania dotyczące wpływu short-termismu na wartość największych firm Europy.
Zdaniem ekspertów EY do nadmiernej koncentracji na szybkich rezultatach przyczyniła się m.in. presja funduszy inwestycyjnych i dużych inwestorów. A ci częściej wymieniają dziś akcje w swych portfelach i oczekują szybkich zysków.
– Ta presja znajduje odbicie w strukturach zarządzania oraz w systemach wynagradzania menedżerów, które premiują krótkookresowe wyniki – wyjaśnia Marek Rozkrut, główny ekonomista EY. W rezultacie skraca się kadencja prezesów, co zwiększa skłonność menedżerów do podejmowania krótkoterminowych działań – zadłużania spółek, rezygnacji z inwestycji w nowe produkty oraz badania i rozwój.
Jak jednak wynika z badań przeprowadzonych w Wlk. Brytanii, inwestorzy i menedżerowie zdają sobie sprawę z problemu short-termismu – ok. 90 proc. z nich widzi w nim główną barierę wzrostu i rozwoju biznesu w swym kraju. Istnienie tej bariery potwierdza również analiza EY, która objęła tysiąc czołowych spółek publicznych w Europie (w tym 50 w Polsce), działających w latach 1998–2013.