Nowa administracja planuje zmiany w wizach umożliwiających pracę w USA. Dotyczą one praw wjazdu H-1B, L-1, E-2 i B1. Dotąd obowiązywał roczny limit dla takich wiz do 85 tys. Zarobki pracowników wjeżdżających na taki kontrakt wynoszą 70–100 tys. dol. rocznie, więc dla amerykańskich wysoko kwalifikowanych pracowników nie są atrakcyjne, bo koszty życia w tej części Kalifornii są bardzo wysokie.
Dziś technologiczni giganci z Doliny Krzemowej zatrudniają najwięcej właśnie takich tanich specjalistów. Po wejściu w życie kolejnego dekretu Microsoft, Amazon czy Apple będą miały potężne trudności ze znalezieniem chętnych do pracy. Nie będą mogły zatrudnić cudzoziemca, jeśli wcześniej nie starały się znaleźć Amerykanina.
Ale łatwiejsze ma być sprowadzenie wybitnego specjalisty niż szeregowego pracownika. „Nasza polityka imigracyjna powinna zostać skonstruowana w taki sposób, żeby przede wszystkim służyła amerykańskim interesom. Programy wizowe mają chronić obywateli amerykańskich i inne osoby posiadające prawo pobytu w naszym kraju" – czytamy w projekcie dekretu, do którego dotarła agencja Bloomberg.
Dotąd prawo wizowe było skonstruowane tak, aby firmy amerykańskie jak najłatwiej mogły znaleźć wykwalifikowanych pracowników zagranicą, jeśli nie były w stanie pozyskać ich na rodzimym rynku. Wiele takich poszukiwań dotyczyło IT i innych branż technologicznych,także matematyków i inżynierów. W ostatnich latach pojawiły się podejrzenia, że wiele firm wykorzystuje przepisy do ściągania do USA pracowników, którzy są po prostu tańsi od Amerykanów. Dotyczy to zwłaszcza Hindusów, bo w tym kraju najłatwiej jest pozyskać wykształconego informatyka.
Propozycjami oburzeni są nie tylko szefowie wielkich firm IT, ale i świat nauki.