Nie mogąc doczekać się na zapowiadaną od lat reformę zatrudnienia, urzędy pracy na własną rękę zmieniają zasady pracy z bezrobotnymi.
Największym problemem PUP są osoby, które pracują na czarno czy z innych powodów nie poszukują pracy, ale są zarejestrowane w pośredniakach tylko dla ubezpieczenia zdrowotnego czy innych świadczeń socjalnych. W rezultacie na jednego pośrednika pracy przypada 900 bezrobotnych, a na jednego doradcę zawodowego niemal dwa tysiące. – To trzeba zmienić, bo chociaż mamy kwalifikacje do aktywnej pracy z bezrobotnymi, nie mamy na to czasu – mówi Jerzy Bartnicki, dyrektor PUP w Kwidzynie.
Dyrektorzy PUP szacują, że takich osób w rejestrach jest większość. – Z naszych badań wynika, że aż 60 proc. zgłaszających się do nas osób nie jest zainteresowanych podjęciem pracy – tłumaczy Roland Budnik, dyrektor PUP w Gdańsku.
Dlatego coraz więcej urzędów pracy szuka możliwości aktywnej pracy z bezrobotnymi. Budnik postanowił, że nie będzie zmuszał do pracy osób, które tego nie chcą. Od marca osoba, która trafi do tamtejszego PUP, musi zadeklarować, czy chce korzystać z pomocy w znalezieniu pracy oferowanej przez urząd, czy szuka pracy na własną rękę. – Jeśli ktoś nie chce pracować, spotykamy się z nim zaledwie raz na cztery miesiące. W zamian za to nasi pośrednicy i doradcy zawodowi zyskują czas, który mogą poświęcić osobom szukającym pracy – tłumaczy szef PUP.