Rz: Właściciele firm, planując sukcesję, zwykle sięgają po pomoc prawników, doradców podatkowych. A jak często korzystają z pomocy coacha?
Robert Kozak:
Prowadziłem już kilka takich projektów, co może świadczyć o rosnącej popularności tej metody, choć na pewno nie jest jeszcze tak powszechna jak w krajach bardziej rozwiniętych. Tam przedsiębiorcy są dużo bardziej świadomi tego, że zmiana pokoleniowa jest trudnym przedsięwzięciem, w którym przydaje się wsparcie coacha. U nas tej świadomości jeszcze nie ma. Ostatnio prowadziłem warsztat strategiczny w firmie, gdzie założyciel oddający stery synowi, początkowo nie chciał nawet w nim uczestniczyć. Zgodził się dopiero po długich naleganiach.
Jego obecność była aż tak potrzebna?
Bez jego udziału warsztat nie przyniósłby efektów. Jest już na emeryturze, ale nadal chce pociągać za wszystkie sznurki. Na koniec spotkania bardzo się wzruszył, bo wcześniej nie wierzył, że jego następcy są aż tak bardzo zaangażowani w firmę. Głównym problemem w małych i średnich firmach, nie tylko w kwestii sukcesji, jest wydawanie pieniędzy na doradztwo czy edukację. Właściciele nie bardzo wierzą w to, że zewnętrzny konsultant, coach, może w czymś pomóc w firmie, którą przecież stworzyli od zera i najlepiej znają.