Zacznijmy od kwestii zwiększenia limitów wpłat na IKE i PPE. Obecnie jest to w uproszeniu odpowiednio w skali roku półtora i trzy średnie wynagrodzenia krajowe (w 2008 r. na IKE mogę wpłacić 4055 zł, a na PPE jako składkę dodatkową 12 165 zł). Propozycja ministerialna to podwyższenie kwoty rocznej wpłaty na IKE do trzykrotności, a do PPE do czteroipółkrotności średniego wynagrodzenia. W ocenie projektodawców umożliwi to zgromadzenie większych oszczędności.
To prawda i na pewno jest to zmiana idąca w pożądanym kierunku. Można przyklasnąć. Problem tylko w tym, o czym niestety zapomniano wspomnieć w uzasadnieniu projektu nowelizacji, że średnia składka wpłacana do IKE np. w 2007 r. wynosiła 1719 złotych (co przy obowiązującym wtedy limicie 3697 zł stanowiło niewiele ponad 46 proc. maksymalnej kwoty). Praktyka pokazuje, iż oszczędzającym na IKE nie jest potrzebny większy limit, bo większość nie wykorzystuje nawet połowy obecnego. A w wypadku PPE jest to jeszcze bardziej widoczne, bo prawie w każdym z funkcjonujących PPE na palcach jednej ręki można policzyć tych pracowników, którzy opłacają składkę dodatkową w pełnej możliwej wysokości. Dlatego brak jest uzasadnionych podstaw do przyjęcia, iż podwyższenie limitów wpłat na IKE i PPE przyczyni się do zwiększenia liczby oszczędzających. Gest może i ładny, ale ździebko niepraktyczny. Para idzie w gwizdek.
Niestety, druga z propozycji może mieć groźne skutki dla całego III filaru, w tym zwłaszcza dla PPE. Chodzi tu o planowane wprowadzenie możliwości wcześniejszych częściowych wypłat z IKE. Przypomnijmy: w obecnym stanie prawnym osoba oszczędzająca na IKE może w każdym czasie zlikwidować swoje konto, dokonując tak zwanego zwrotu środków. Konsekwencją jest obowiązek zapłaty podatku od zysków kapitałowych, zwanego popularnie podatkiem Belki. Tajemnicą poliszynela jest, iż instytucja ta służy dzisiaj głównie do wycofywania przed osiągnięciem wieku emerytalnego kapitału zgromadzonego w ramach PPE.
Projektodawcy, zamiast ograniczyć tę, rzec by można, patologię, chcą wprowadzić możliwość dokonania częściowej wypłaty zgromadzonych środków. Zgodnie z projektem oszczędzający będzie mógł wypłacić część pieniędzy z IKE i nie spowoduje to rozwiązania umowy. Od tej kwoty zapłaci podatek od dochodów kapitałowych. Czyli – innymi słowy – zamiast zachęcać, a czasami być może umiejętnie zmuszać Polaków do oszczędzania na emeryturę, otwieramy coraz to nowe furtki, które pozwolą na skonsumowanie tych i tak niewielkich oszczędności emerytalnych, zanim w życiu danego człowieka pojawi się potrzeba zapewnienia sobie środków na emeryturze. Nie rozumiem tej logiki.
Pod hasłem usunięcia wątpliwości interpretacyjnych wprowadza się zalegalizowaną dyskryminację osób, które ukończą 60 lat, a więc dyskryminację tych, którzy osiągną wiek uprawniający do skorzystania z dobrodziejstwa PPE, jaką jest wypłata nieopodatkowanych i nieozusowanych – w dzisiejszym stanie prawnym – środków zgromadzonych na PPE. A przecież wypłata tych środków to ziszczenie się celu, dla którego ktoś gromadzi środki na PPE.
Zakłada się, iż pracownik, który dokonał wypłaty jednorazowo albo wypłaty pierwszej raty, nie będzie mógł ponownie przystąpić do tego PPE. Z drugiej strony projektodawcy nie zdobywają się na odwagę podniesienia kwestii być może zbyt wczesnego, bo ustalonego na 60 lat, wieku emerytalnego określonego w ustawie o PPE oraz IKE. Efektem będzie karanie tych mężczyzn, aktywnych emerytów w rozumieniu ustawy o PPE, którzy nie przejdą na emeryturę z obowiązkowych filarów (bo i nie będą tego mogli zrobić), lecz wezmą – zgodnie z ustawą – środki z PPE. Karą będzie pozbawienie ich możliwości otrzymania składki na PPE oraz oszczędzania własnych środków. A miało być tak pięknie.