Środowisko bibliotekarzy jest podzielone. Jedni z niecierpliwością oczekują deregulacji zawodu, inni z niechęcią przyglądają się staraniom Ministerstwa Sprawiedliwości.
Rząd chce uchylić art. 117 prawa o szkolnictwie wyższym. Oznacza to likwidację stanowisk bibliotekarzy dyplomowanych w bibliotekach akademickich i naukowych. Do pracy w bibliotece ma wystarczyć dyplom magistra. Uczelnie będą mogły w statutach określić dodatkowe kwalifikacje dla kandydatów do zawodu. Takie zmiany przewiduje projekt nowelizacji ustaw regulujących wykonywanie niektórych zawodów. Mają umożliwić absolwentom szybsze znalezienie zatrudnienia.
Bibliotekarz dyplomowany to teraz najwyższy szczebel w karierze zawodowej. Aby go uzyskać, trzeba zdać egzamin przed powołaną przez ministra nauki i szkolnictwa wyższego komisją ds. bibliotekarzy.
Wysokie wymagania
Kandydatem na bibliotekarza dyplomowanego może być osoba, która ma tytuł magistra, co najmniej dwuletni staż pracy w bibliotece naukowej, ośrodku informacji naukowej, archiwum lub muzeum albo na stanowiskach nauczyciela akademickiego. Bibliotekarz musi się także wykazać dorobkiem w działalności organizacyjnej i pracy dydaktycznej. Powinien też znać przynajmniej jeden język obcy.
– Zmiana będzie dotyczyła niewielkiej grupy, która pracuje w bibliotekach uniwersyteckich i naukowych. Na 54 tys. bibliotekarzy jest ich mniej niż 400. W latach 1989 – 2010 egzamin zdały tylko 283 osoby. Bibliotekarze w Polsce sami więc uznali, że nie warto być bibliotekarzem dyplomowanym. Dziś trzeba dokształcać się cały czas. Elita zawodowa nie jest tworzona poprzez zdanie raz w życiu egzaminu, tylko przez bieżącą pracę – uważa Tomasz Makowski, dyrektor Biblioteki Narodowej. Jego zdaniem to dyrektorzy bibliotek, a nie ministerstwo, powinni decydować, jakimi kwalifikacjami muszą się wykazać zatrudniani przez nich pracownicy.