Urszula, specjalista w dziale HR jednej z dużych spółek technologicznych, dostała niedawno listę kilkunastu wstępnie wybranych kandydatów na asystenta w dziale marketingu. Miała ich obdzwonić i spytać m.in. o oczekiwane zarobki. Ci, którzy podawali kwotę znacząco wyższą od płacy określonej przez firmę , byli usunięci z listy.
Do etapu rozmowy kwalifikacyjnej przeszła połowa. Co, jeśli to w tej drugiej połowie byli świetni kandydaci? – Może byli, ale jedną z kompetencji pracownika jest umiejętność oceny swej wartości – twierdzi Urszula.
Z tą umiejętnością – jak przyznają przedstawiciele firm rekrutacyjnych i HR-owcy – wciąż są u nas problemy, choć jak ocenia Sabina Stodolak, specjalista HR w grupie Adweb, młodzi ludzie mają teraz mniej oporów przed mówieniem o swych oczekiwaniach finansowych niż przed kilkoma laty. Po kryzysie finansowym mniej jest wygórowanych żądań. – Kandydaci coraz bardziej realnie podchodzą do wynagrodzeń i rzadko już zawyżają swoje oczekiwania – ocenia Aneta Nowak, konsultant agencji doradztwa personalnego i pracy tymczasowej Randstad.
Liczy się kwota brutto
Justyna Lipowska, menedżer w dziale rekrutacji firmy doradztwa personalnego HRK, potwierdza, że dziś kandydaci powinni się liczyć z tym, że pytanie o oczekiwane zarobki padnie już podczas wstępnej rozmowy telefonicznej. Warto więc już na etapie rozsyłania ofert mieć rozeznanie w płacach na danym stanowisku w „naszej" branży. Na pewno takie pytanie padnie podczas rozmowy rekrutacyjnej.
– Trzeba znać swoją cenę. Warto więc sprawdzić rynkowe stawki w raportach płacowych w Internecie, w informacjach w mediach, w branżowych zestawieniach – radzi Aneta Nowak, dodając, że swe oczekiwania najlepiej jest podawać w widełkach – zostawiając od razu pole do negocjacji. Jeśli rozmowę prowadzi konsultant z agencji rekrutacyjnej, to nawet gdy reprezentuje pracodawcę, można poprosić go o ocenę, czy nasze oczekiwania są realistyczne.