Z Jarosławem Kaczyńskim premiera Holandii łączy wiele. Zatwardziały singiel Mark Rutte mieszka od młodości w tym samym skromnym mieszkaniu na obrzeżach Hagi, tak jak prezes PiS na warszawskim Żoliborzu. Ale przede wszystkim obaj politycy odnoszą się do Unii z podobną dozą nieufności.
W tym tygodniu premier Mark Rutte ostrzegł, że nie zaakceptuje planu powołania i tak bardzo skromnego (30 mld euro na siedem lat) budżetu strefy euro w ramach szerszej wieloletniej perspektywy finansowej Unii. Idea została uzgodniona przez Emmanuela Macrona i Angelę Merkel, a Warszawa uznała to za krok do marginalizacji krajów, które nie mają euro.
– Najpierw ktoś musiałby mi wykazać, że taki odrębny budżet przyniesie jakąś wartość dodaną w stosunku do obecnego systemu finansowego – oświadczył.
Rutte, jeden z najbardziej doświadczonych przywódców europejskich (jest premierem od 2010 r.), do tej pory mógł liczyć na Wielką Brytanię w walce z planami tzw. unii transferowej: systemu, w którym poprzez eurobligacje albo rozbudowany wspólny budżet bogatsze kraje północy miałyby finansować biedniejsze państwa południa. Ale ten alians dobiega końca: za cztery miesiące Wielka Brytania będzie poza Wspólnotą. Dlatego szef rządu, który po wyborach w 2017 r. zdołał zbudować koalicję ze zdawałoby się trudnych do pogodzenia czterech partii liberalnych i konserwatywnych, przyjął tę samą strategię w skali Europy. Tak w czerwcu powstała koalicja ośmiu małych krajów północnej Europy zwana Hanza 2.0. W jej składzie obok Holandii znalazła się Irlandia, Szwecja, Dania, Finlandia, Litwa, Łotwa i Estonia.
– To są kraje, które zdołały ograniczyć deficyt budżetowy oraz dług publiczny i nie zamierzają finansować państw południa Europy, które nie stosują podobnej dyscypliny – mówi „Rzeczpospolitej" Jan Marinus Wiersma, polityk opozycyjnej socjaldemokratycznej PvdA.