Strajkują nauczyciele, a słychać też o możliwym proteście lekarzy. Zastrajkują?
Nie widzę powodu, dla którego lekarze mieliby strajkować. Te zapowiedzi, które do nas docierają, nie są do końca zrozumiałe. Osią tego protestu miałyby być nieporozumienia dotyczące zapisu tzw. ustawy „6 proc.” i sposobu dochodzenia do tego poziomu publicznych wydatków na zdrowie (w relacji do PKB). Wszyscy wiedzieli, a przynajmniej powinni byli wiedzieć, jaki jest mechanizm obliczania tych 6 proc. (jest to od początku jasno zapisane w ustawie). Najważniejsze jest to, że pierwszy raz w historii od 1 stycznia 2018 r. mamy gwarancję, że nakłady na ochronę zdrowia rosną i będą rosły. Oczywiście można mówić, że mogłyby rosnąć jeszcze szybciej, ale należy zauważyć, że ta ustawa jest ustawą określającą minimalny poziom wydatków, a w każdej chwili, jeżeli sytuacja będzie na to pozwalała, można przeznaczyć na służbę zdrowia więcej środków. To nie narusza zapisów tej ustawy. Tak zresztą było w latach 2016–2017, kiedy byłem ministrem zdrowia.
Niedawno szef NIK Krzysztof Kwiatkowski mówił, że bez zwiększenia składki nie będzie możliwa duża zmiana sytuacji w służbie zdrowia.
Wchodzimy w bardzo szczegółowe rozwiązania. Jeżeli ktoś mówi o tym, że składka ma wzrosnąć, to musi odpowiedzieć na wiele dodatkowych pytań. Po pierwsze trzeba mieć świadomość tego, że składkę płaci tylko część ubezpieczonych. Za część osób składkę, z reguły mniejszą, płaci państwo; dotyczy to rolników, bezrobotnych i różnych innych grup. Zatem co oznacza wzrost składki? Czy mowa o tej podstawowej, którą coraz bardziej obciążamy jakąś grupę, głównie pracowników szeroko rozumianego sektora publicznego, bo oni wszyscy są na umowach o pracę, oraz emerytów i rencistów, ponieważ oni również mają stały dochód, od którego automatycznie naliczana jest składka? I drugie pytanie zupełnie fundamentalne: jeżeli składka miałaby rosnąć, to która jej część? Trzeba przypomnieć, że składka składa się w dużej części z części odliczanej od podatku PIT, czyli nie obciążającej podatnika, tylko budżet, bo o tyle mniej z należnego podatku wpływa do budżetu. Czy też miałaby rosnąć ta część składki, która nie jest odliczana od podatku, ale to oznaczałoby podwyższenie całkowitej osobistej daniny i podwyższyłoby automatycznie koszt pracy.
A co z zapowiadaną likwidacją NFZ?