Za mało szachów, za dużo bejsbola – niestety ta zasada po raz kolejny widoczna jest w polskiej polityce i polskiej politycznej propagandzie (nie, marketing polityczny to coś innego). Tępe komunikaty, pohukiwanie z obu stron, mobilizacja najbardziej prymitywnym argumentarium przez obydwie strony politycznego sporu.
Z wciąż wielką nadzieją, że im bardziej ordynarnie i wprost, tym komunikacja ta będzie skuteczniejsza, dotrze i obudzi tych, którzy nigdy do wyborów nie chodzą. W nich obydwie strony politycznego sporu widzą – poniekąd słusznie – szansę na przeważenie wyniku wyborczego na swoją rzecz. Tylko że już zupełnie niesłusznie uważają, że to właśnie szeregi uruchamiane najbardziej prymitywną kampanią wesprą ich w tych wyborach. Ostatecznie bowiem bombardowani ordynarnie i wprost nigdzie nie pójdą, bo nie mają takiego zwyczaju, bo wymagałoby to wysiłku, bo wybory i tak już zostały rozstrzygnięte etc., a zmobilizowana zostanie grupa przeciwników – wyczulonych na zagrania nie fair.
Marketing polityczny to nauka nie tylko o możliwych przepływach elektoratu, ale także o zachowaniu dużych grup społecznych. O tym także, jak zachowują się duże grupy społeczne pod wpływem impulsów, narracji, drobnych wydawałoby się wydarzeń. O tym, na jaką grupę społeczną bardziej działa obietnica natychmiastowa, na jaką ironia, która grupa zaś pójdzie do wyborów dlatego, że taki jest obowiązek.
Co jednak najważniejsze w tych konkretnych wyborach, ?26 maja 2019? r., to fakt, że nie są to wybory w jakikolwiek sposób rozstrzygające. To nie one zadecydują, czy polska prawica będzie kontynuowała, bądź nie, gruntowną zmianę kraju. To nie te wybory są decydujące dla – wielkie słowa – polskiej drogi reform. To wreszcie nie te wybory stanowią najważniejszy punkt zwrotny w polskiej polityce (odsuwający PiS od władzy bądź gwarantujący mu kolejną, już poważniejszą, z większymi efektami, kadencję).
Naprawdę to, czy PiS będzie miał jednego czy dwóch europosłów więcej czy mniej nie jest z perspektywy historycznej, drogi politycznej wybranej przez Polaków, ważne. A takie różnice – co najwyżej kilku punktów procentowych różnicy, może mniej – przewidują dziś ośrodki sondażowe. Oczywiście, z punktu widzenia kandydatów zarówno Koalicji Obywatelskiej, jak i PiS, szczególnie tych, których losy będą ważyły się do ostatniej chwili, to najważniejsze wybory świata. Ale dla reszty?