Andrij Bogdan został szefem administracji prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego we wtorek. Wcześniej był prawnikiem ukraińskiego oligarchy Igora Kołomojskiego, byłego partnera biznesowego Zełenskiego. Jeszcze wcześniej Bogdan był pełnomocnikiem ds. walki z korupcją w rządzie zbiegłego do Rosji Mykoły Azarowa, najbardziej skorumpowanego rządu w najnowszej historii kraju. Po objęciu stanowiska w swoim pierwszym wywiadzie oświadczył, że format rozmów z Rosją może zostać rozstrzygnięty drogą ogólnokrajowego referendum. Nie sprecyzował, o jakie dokładnie rozmowy chodzi.
– W Kijowie krążą pogłoski, że związani z Zełenskim oligarchowie w czasie kampanii wyborczej prowadzili rozmowy z Moskwą. Nie wykluczałbym, że będą próbowali zalegalizować tak zwane autonomie doniecką i ługańską na warunkach Rosji i sprzedać to jako sukces – mówi „Rzeczpospolitej" Witalij Portnikow, znany kijowski politolog. – To oznaczałoby rewanż prorosyjskich sił – dodaje.
Podobnie sprawę widzi przewodniczący Rady Najwyższej Andrij Parubij, który stwierdził, że zaproponowane przez szefa prezydenckiej administracji referendum byłoby „drogą do kapitulacji". Na wniosek prezydenta zwołał w środę nadzwyczajne posiedzenie parlamentu. Zełenski chciał zmienić system mieszany na proporcjonalny i zlikwidować jednomandatowe okręgi wyborcze, pozostawiając wyłącznie listy partyjne. Chciał też m.in. obniżyć próg wyborczy z 5 do 3 proc. Propozycja ta została odrzucona i nie trafiła nawet do porządku dziennego. W ten sposób Rada Najwyższa zignorowała nowego prezydenta po raz pierwszy.
Parubij zapowiedział też zaskarżenie decyzji prezydenta o odwołaniu Rady Najwyższej do Sądu Konstytucyjnego. Odpowiednie rozporządzenie Zełenski podpisał we wtorek, wyznaczył też datę przedterminowych wyborów, które mają się odbyć 21 lipca. Wybory i tak się odbędą, ponieważ w świetle prawa centralna komisja wyborcza ma natychmiast rozpocząć przygotowanie do nich. Zełenskiemu zarzucają, że zrobił to wbrew konstytucji, ponieważ tuż przed jego inauguracją partia Front Ludowy opuściła koalicję rządzącą. Zgodnie z prawem wyborczym prezydent miał poczekać miesiąc na utworzenie kolejnej koalicji, ale postanowił inaczej. Wszystko więc zaczęło się sypać.
W środę odbyło się prawdopodobnie ostatnie posiedzenie ukraińskiego rządu na czele z Wołodymyrem Hrojsmanem, tego samego dnia miał złożyć wniosek w sprawie swojej dymisji do parlamentu. Analitycy w Kijowie twierdzą, że nowy rząd prędko raczej nie powstanie. Najbliższe dwa miesiące ukraińska polityka będzie żyła przedterminowymi wyborami do Rady Najwyższej.